W razie awarii sprawdź t.me/prawda2info

 
Kapitalistyczne cwaniactwo   
Znalazłeś na naszym forum temat podobny do tego? Kliknij tutaj!
Ocena:
20 głosów
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wiadomości Odsłon: 49855
Strona:  «   1, 2, 3, ... 16, 17, 18   »  Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 40000 sat

PostWysłany: 17:40, 21 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem



Mniej więcej tak też to działa. Cool
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:48, 22 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

chójaduch napisał:
WZBG napisał:


Spółka komandytowa nie zapłaci podatku dochodowego, gdy wspólnicy nie wypłacają dywidendy ze spółki (w danym roku), a gdy prowadzący indywidualną działalność nie wypłaci sobie dywidendy (w danym roku) i tak zapłaci podatek dochodowy.
To jest właśnie uprzywilejowanie spółek komandytowych.


Nie wstyd Ci wypisywać takie bzury? Uważasz się za mędrca, a jestes błaznem, bo pierdolisz w oderwaniu od rzeczywistości. Wypowiadasz sie kategorycznie, na czerwono, w przedmiocie o jakim nie masz pojęcia.
Odsyłam do lektury ustawy PIT. Szczególną uwagę proponuję zwrócić na instytucję podstawy opodatkowania, a także na momenty podatkowe.

Dochód spolki komandytowej jest dochodem jej wspólników w chwili powstania. Zasada jest taka sama jak w przypadku opodatkowania jednoosobowej działaności gospodarczej. Zasada jest taka sama jak w przypadku opodatkowania jednoosobowej działaności gospodarczej.


Odsyłam do lektury ustawy o CIT
Dochód fundacji może być zwolniony z podatku dochodowego od osób prawnych na podstawie art. 17 ust. 1 pkt 4 ustawy o CIT.

Fundacja może być wspólnikiem w spółce komandytowej. Wówczas dochód spółki komandytowej (odpowiednio do zapisu umowy spółki komandytowej) jest również dochodem fundacji, która na podstawie art. 17 ust. 1 pkt 4 ustawy o CIT jest zwolniona z podatku dochodowego.


Jak to wykorzystać tylko podpowiem cytując:
Na podstawie art. 17 ust. 1b ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych zwolnienie, o którym mowa w ust. 1 tego artykułu, dotyczące podatników przeznaczających dochody na cele statutowe lub inne cele określone w tym przepisie, ma zastosowanie, jeżeli dochód jest przeznaczony i – bez względu na termin – wydatkowany na cele określone w tym przepisie.
Interpretacja indywidualna Dyrektora Izby Skarbowej w Łodzi z 15 lipca 2015 r. http://interpretacje-podatkowe.org/cele-statutowe/iptpb3-4510-121-15-4-ir
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
manhattanman




Dołączył: 28 Paź 2011
Posty: 1725
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:12, 22 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
viki napisał:
Tutaj też ciekawy artykuł:
Cytat:
Wielka Brytania ciężko pracuje na wizerunek kraju otwartego, w którym każdy ma szanse zajść swoją pracą tam, gdzie tylko chce. Jednak ciągle najlepsze posady i przynależność do brytyjskiej elity są dostępne głównie dla tych „dobrze urodzonych”. Dalej: http://elondyn.co.uk/newsy,wpis,20692


Nic dziwnego. Im więcej liberalnej polityki społecznej w danym kraju, tym mniejsza szansa na bycie przysłowiowym kowalem własnego losu.
po prostu gówno, żeby nie powiedzieć dno.

zacząłbym od tego, że tutaj nie chodzi mi nawet o spór z byle debilem, bo takich w polsce po kastracji hitlera na narodzie polskim zostało dość sporo, natomiast chcialbym zauważyć akurat, że przejawianie skrajnych ideologii czy kapitalistycznych, czy komunistycznych - w dzisiejszych czasach JEST DEBILIZMEM. i nie ma tutaj sensu dorabiać ideologii jakimiś zjebanymi definicjami z dupy. finlandia, norwegia, szwecja to obszary z największym odsetkiem samobójców i alkoholików, to jednocześnie jak napisalby niejeden czerwony kretyn - socjalistyczny dobrobyt. moim zdaniem to tylko surowce, dobre położenie geograficzne w tych trudnych czasach, a poza tym oś łącząca obszar najbardziej uprzemysłowiony w europie aż po szwajcarię, z polską i czechami włącznie. pisałem już o tym, ale zostałem uznany za wariata przez wariata. jednak gdy spojrzymy na resztę naszej socjalistycznej krainy aż po grecję, dostrzegamy co łatwo dostrzec przeciętnie inteligentnemu człowiekowi, że redystrybucja wcale ale to wcale się nie sprawdza. i dalej, kapitalizm to nie są tłuści bankierzy czy ci najbogatsi co płacą podatki na cyprze. kapitalizm to ja, ty, twoja rodzina, mikro i średnie przedsiębiorstwa, to ponad 50% rynku, cała siła gospodarcza regionu. reszta to tylko faszyści bądź nieudacznicy życiowi pokroju kadafiego, specjaliści od czerwonego pr'u. de facto ci co przejebali tyle ile sie dało, a teraz próbujący odwracać kota ogonem, co za tupet. tfu.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 40000 sat

PostWysłany: 16:10, 22 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
po prostu gówno, żeby nie powiedzieć dno.


Doskonale określiłeś swój poziom. Very Happy

Cytat:
moim zdaniem to tylko surowce,


Tym samym stwierdzasz, że kompletnie nie masz pojęcia, o czym gadasz. Z całej nordyckiej piątki jedynie Norwegia dysponuje surowcami, ale dochody z ich sprzedaży inwestuje, a nie konsumuje.

Poza tym :

- Po pierwsze, min. Chile, Angola i Botswana też dysponują surowcami, a jednak nie przekłada się to na poziom życia obywateli.

- Po drugie, stwierdzenia o norweskim dobrobycie opierającym się na ropie/gazie można włożyć między bajki.



Z powyższego jasno wynika, że Norwegia przynajmniej od końca XIX wieku należała do grona najbogatszych państw Europy, a rok przed wybuchem II WŚ nawet wysunęła się na prowadzenie. Natomiast odkrycie złóż to lata '70. Rolling Eyes

Cytat:
kapitalizm to ja, ty, twoja rodzina, mikro i średnie przedsiębiorstwa


Osz Ty "komuchu" Exclamation Dlaczego chcesz zabronić obrotnemu przedsiębiorcy rozwinięcia działalności do rozmiarów wielkiej firmy Question Laughing

Cytat:
i nie ma tutaj sensu dorabiać ideologii jakimiś zjebanymi definicjami z dupy.




Stwierdzam empirycznie potwierdzony fakt, że zdecydowanie większa mobilność ekonomiczna/społeczna na ogół występuje w państwach bardziej egalitarnych. Nie dziwi to, bo w najbardziej rozwarstwionych społeczeństwach następuje w zasadzie tylko dziedziczenie statusu. Natomiast na drugim biegunie trzeba się napracować, jeśli chce się coś w życiu osiągnąć.

Oczywiście nie istnieje tu żadna liniowa zależność - np. mniej egalitarna Kanada okazuje się oferować lepsze warunki do bycia kowalem własnego losu, niż powszechnie kojarzona z niewielkimi różnicami Szwecja, a z kolei Australia w ten sam sposób bije Francję i Włochy. Nie da się też ukryć skrajnych przypadków, idealnie potwierdzających napis nad poprzednią grafiką - Dania i Finlandia vs UK i USA.

Cytat:
obszary z największym odsetkiem samobójców i alkoholików


Może wreszcie czas na obalenie religijnych dogmatów Question

https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_countries_by_suicide_rate
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 07:49, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Pierwszy milion kapitalisty z ...
To jest również przykład przeciwdziałania "mniejszego kapitalisty" przeciwko koncentracji kapitału w rękach większych kapitalistów.


Cytat:
Wpadli, bo używali programów za 2 mln zł 20.08.2015

Śledczy z katowickiej komendy wpadli na trop jednej z miejscowych firm, która w prowadzonej działalności projektowej miała wykorzystywać nielegalne programy komputerowe. Podejrzenia potwierdziły się, kiedy policjanci przeszukali siedzibę przedsiębiorstwa. W trakcie działań zabezpieczyli 4 komputery i 21 twardych dysków z nielegalnymi kopiami programów specjalistycznych m.in. wspierających projekty architektoniczne i inżynieryjne w systemach dostawy mediów, drogowych, kolejowych, sieci łączności, w górnictwie i innych działach gospodarki – informuje policja.

Wartość „pirackich” programów oszacowano wstępnie na prawie 2 mln. zł. Za nielegalne użytkowanie oprogramowania i osiągane z tego tytułu korzyści majątkowych, sprawcom grozi teraz pięcioletni pobyt w więzieniu.

http://niezalezna.pl/70118-wpadli-bo-uzywali-programow-za-2-mln-zl


Przykład obniżania kosztów.

Cytat:
UOKiK nałożył na grudziądzką firmę gigantyczną karę - ponad 1,4 mln zł. Urząd ustalił, że Masmal Dairy fałszował masło tłuszczem roślinnym, choć nie powinno zawierać go ani grama.
Masmal Dairy to firma dobrze znana w całym kraju. Jej produkty sprzedają największe sieci handlowe. Okazało się jednak, że grudziądzkie przedsiębiorstwo od kilku lat regularnie i świadomie oszukiwało klientów.

W masłach Masmala wielokrotnie wykrywany został tłuszcz roślinny, który nie powinien się w nim znajdować. Tylko od 2012 roku Inspekcja Handlowa 46 razy stwierdzała, że produkty tej firmy są niewłaściwej jakości i nakładała kary na sklepy. UOKiK interweniował już 2006 i 2008 roku, kiedy Masmal działał jeszcze w Warlubiu. Dopiero od 2012 produkty tej marki produkowano w Grudziądzu.

Urząd wszczął śledztwo w październiku 2013 roku, po informacjach Inspekcji Handlowej. Pracownicy IH pobrali próbki produktów ze sklepów w całej Polsce. Zgodnie z unijnym rozporządzeniem masło to produkt składający się z tłuszczu mlecznego w ilości od 80 do 90 proc. Nie może zawierać ani grama tłuszczu roślinnego.

Badania wykazały rażące oszustwo. Masło ekstra zawierało 61,8 proc. tłuszczu roślinnego, Masło ekstra 100% oryginalne - 14 proc. tłuszczu roślinnego, Masło ekstra Amir - 11,73 proc. Zgodnie z prawem, takiego produktu nie można nazywać masłem. Etykiety produktów Masmal Dairy błędnie informowały jednak, że jest to masło.

Za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów na Masmal Dairy została nałożona kara 1 471 250 zł. Firma została też zobowiązana do zaprzestania oszukiwania klientów. Nie jest to jednak ostateczna decyzja, bowiem Masmal Dairy może odwołać się od niej do sądu. Tak ogromna kara jest spowodowana głównie tym, że klienci byli oszukiwani przez firmę bardzo długo, mimo wielu decyzji UOKiK u Inspekcji Handlowej.
http://grudziadz.naszemiasto.pl/artykul/.....id,tm.html

Cytat:
W budownictwie długi na ponad miliard złotych Data publikacji: 19/08/2015

Zatory płatnicze w budownictwie ciągną się już od kilku lat. Co prawda upadłości notuje się nieco mniej z tego powodu, ale zjawisko trwa, a w budownictwie nawet wzmaga się na sile, z roku na rok rośnie kwotowo zadłużenie w branży. Jak podał Krajowy Rejestr Długów (KRD) obecnie wynosi ono 1 mld 23 mln zł i wciąż rośnie.

[...]
Relacje między wierzycielami a dlużnikami stały się ponadto elementem strategii finansowej firm.
– Kiedyś wstrzymywanie płatności bardzo źle świadczyło o kondycji firmy i negatywnie wpływało na jej wizerunek. Obecnie bardzo wiele dużych firm kredytuje swoją działalność, celowo spóźniając się z zapłatą.
Najbardziej przeszkadza to mniejszym podmiotom, dla których brak zapłaty oznacza m.in. brak pieniędzy na pensje dla pracowników czy środków na pokrycie bieżących kosztów – komentuje to zjawisko Adam Łącki, prezes zarządu Krajowego Rejestru Długów. Prawie 40% firm narzeka na utrudnienia w wprowadzeniu bieżącej działalności w związku z zatorami płatniczymi. [...]
http://www.muratorplus.pl/biznes/raporty.....84061.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:25, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Życie wielkich kosztem małych 03.08.2015

Terminy płatności od 90 do nawet 180 dni, opóźnianie wystawienia faktury, a nawet notoryczne spóźnianie się z zapłatą. Tak duże firmy finansują swoją działalność kosztem mniejszych. Jak z tym walczyć?


Kiedyś wydłużanie terminów płatności źle świadczyło o kondycji firmy, mogło wskazywać, że wpadła w tarapaty i traci płynność. Wszystko zmieniło się po 2008 roku. Po kryzysie finansowym stało się to wręcz jednym z elementów strategii firmy. Krótkie terminy płatności dla klientów i długie dla dostawców sprawiają, że firma ma więcej gotówki w kasie i zadłuża się za darmo bez konsekwencji dla wielu wskaźników obserwowanych przez inwestorów giełdowych.

To trend globalny, który trafił także do Polski. 3G Capital wprowadził 120-dniowe terminy płatności do swoich spółek (Kraft Foods, Heinz, Anheuser-Busch) z zachowaniem 30-dniowych terminów dla klientów. W branży żywnościowej jest więcej takich przykładów. Mondelez, Mars i Kellogg wymagają 120 dni. Procter & Gamble wydłużając terminy do 75 dni w 2013 roku, zwiększył swój cash flow o miliard dolarów.

W Polsce mówi się o stosowaniu wydłużonych terminów płatności w branży wydawniczej, budowlanej czy przez sieci handlowe. Ale wszystko nieoficjalnie. Dostawcy boją się głośno protestować w obawie o utratę kontraktu, a liderzy rynku, często spółki giełdowe, odmawiają udzielania informacji, zasłaniając się tajemnicą handlową.

Sprzyja temu silna pozycja koncernów, które potrafią zmienić terminy jednostronną decyzją bez konsultacji z partnerami. Czasami jest to element gry negocjacyjnej. Po takiej decyzji zdarza się, że gigant otwiera furtkę do szybkiej płatności, nawet w ciągu kilku dni, pod warunkiem uzyskania upustu.

Wielcy sięgają także po inne, mniej oficjalne metody. Mogą opóźniać wystawienie faktury, podczas gdy od tej daty rozpoczyna bieg termin płatności, np. wydając numery zamówień raz w miesiącu. Inni w ogóle nie przejmują się terminami, po prostu regularnie nie płacąc na czas.

Nie wszyscy się na to godzą

Zdarzają się tacy, którzy takim praktykom powiedzieli głośne „nie”. Pierwszy na opór natrafił gigant alkoholowy Diageo, do którego należy m.in. Johny Walker, wprowadzając 90-dniowe terminy płatności. Po proteście organizacji zrzeszającej małe i średnie firmy, do gry wkroczył brytyjski regulator. Ostatecznie skończyło się na dobrowolnej umowie, którą podpisało ponad 1700 dużych firm, w tym Diageo, którzy zobowiązali się, że będą płacić w ciągu maksimum 60 dni.

Decyzja giganta piwnego Anheuser-Busch doprowadziła do „strajku” agencji reklamowych w Wielkiej Brytanii. – Nie jesteśmy bankami – podkreślali przedstawiciele branży.

Do podobnego buntu doszło w Polsce. Gdy reklamodawcy zaczęli wydłużać terminy płatności i stawiać nowe terminy jako wymagania w przetargach, w branży zawrzało.


– Głównymi kosztami agencji są płace i czynsze, które muszą opłacać w ciągu 30 dni. Dlaczego mieliby zatem dostawać zapłatę po kilku miesiącach? – mówi Paweł Tyszkiewicz, pełnomocnik zarządu SKM SAR.

Firmy reklamowe się skrzyknęły i rozpoczęły negocjacje. I koncerny zaczęły ustępować. Nestle zaakceptowało 60 dni, Unilever, który na całym świecie stosuje 90 dni, obiecał ustępstwa. Polpharma, choć pozostała przy swoich terminach 120-dniowych, to w większości wypadków oferuje 60 dni, a w pozostałych przypadkach proponuje programy faktoringowe.

Nie wszyscy jednak są tak dobrze zorganizowani jak branża reklamowa. Sporo firm boi się podjąć negocjacje wobec jednostronnej decyzji dużego klienta, mając na uwadze, że może ich zastąpić ktoś inny. A przecież nie tylko dają kredyt kupiecki swojemu klientowi, ale i mają dodatkowe obciążenia – muszą zapłacić VAT i podatek dochodowy od wpływów, których de facto nie mają.

To bariera nie do przejścia dla dopiero co powstałych mikrofirm bez historii kredytowej. Funkcjonowanie nawet pół roku bez wpływów wymaga bowiem dużego zapasu kapitału, na który nie mogą liczyć.

– Długie terminy płatności są mniejszym problemem dla dużych firm, które mają większy kapitał obrotowy i nie mają problemów z płynnością. Natomiast dla MŚP często każdy dzień jest walką o przetrwanie. Niektóre z mniejszych firm funkcjonują wręcz na zakładkę od kontraktu do kontraktu – mówi ekspert Pracodawców RP Jacek Brzozowski.

Nadmiernym wykorzystywaniem swojej pozycji rynkowej mógłby się zainteresować UOKiK. Jednak na pytania „Forbesa” odpisał lakonicznie: „my w tego typu sprawach nie możemy interweniować”.

Skala zjawiska

Według badania „European Payment Practices 2015” firmy EOS, przeciętne terminy płatności pomiędzy firmami w 2015 roku w Polsce skróciły się do 35 dni z 37 dni rok wcześniej. Jednocześnie 36 proc. firm deklaruje, że dawało swoim klientom ponad 40 dni na dokonanie płatności, a 48 proc. od 30 do 39 dni. To niewiele gorsze wyniki od Wielkiej Brytanii, ale już znacznie gorsze niż w Niemczech, gdzie przeciętny czas na płatność wynosi 26 dni, a tylko 7 proc. firm daje klientom terminy dłuższe niż 40-dniowe.


Z kolei „Barometr Praktyk Płatniczych” firmy Atradius pokazuje, że średni termin płatności proponowany kontrahentom z sektora B2B w przypadku sprzedaży z odroczonym terminem płatności wynosi 24 dni od dnia wystawienia faktury dla krajowych i 27 dla zagranicznych kontrahentów. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że kontrahenci płacą średnio 20 dni od terminu płatności, firmy oczekują na płatność za transakcje B2B średnio ok. 46 dni od daty wystawienia faktury.

Do tego aż 61 proc. małych i średnich firm wskazuje, że opóźnione płatności są elementem ich codzienności – wynika z danych BIG InfoMonitor. To o 11 pp. więcej niż we wrześniu 2014 roku. Średnio 42 proc. należności MŚP jest opóźnionych.

– Pod względem odsetka terminowych płatności mamy jeden z niższych wyników w UE. To prawdopodobnie pozostałość po czasach kapitalizmu na początku lat 90., kiedy to kultura prowadzenia biznesu była niższa. – mówi Brzozowski.

Można się bronić

Problem zbyt długich terminów płatności został dostrzeżony przez Komisję Europejską i doszło do powstania dyrektywy, której zadaniem było przeciwdziałanie temu zjawisku. Wdrożeniem tej dyrektywy do polskiego porządku prawnego jest ustawa o terminach płatności w transakcjach handlowych.

Zgodnie z ustawą termin płatności powinien wynosić 30 dni. Jego wydłużenie do 60 dni jest możliwe w przypadku zgodnej woli obydwu stron i gdy jest to uzasadnione warunkami umowy. Wyjątkowo można go przedłużyć ponad 60 dni od doręczenia faktury, pod warunkiem że "nie będzie to sprzeczne ze społeczno-gospodarczym celem umowy i zasadami współżycia społecznego (...)". Niespełnienie tych warunków może skutkować nieważnością umowy.

Mimo tego, że ustalony termin płatności może być dłuższy niż 30 dni, ustawa daje prawo do naliczania odsetek już od 31. dnia, jeżeli nie są spełnione warunki dla ustalania dłuższych terminów płatności. Dodatkowo od każdej przeterminowanej płatności można naliczyć opłatę 40 euro. Jednak mało kto się na to decyduje, obawiając się utraty kontrahenta. Z drugiej strony w przypadku rozwiązania współpracy nic już nie stoi na przeszkodzie, aby takie odsetki naliczyć i to za wszystkie transakcje dwa lata wstecz.

Długie terminy płatności niespełniające powyższych warunków mogą zostać zaskarżone do sądu jako czyn nieuczciwej konkurencji. Tyle teoria, w praktyce o takich sprawach się nie słyszy. Nie tylko dlatego, że kontrahenci się boją.

– Firmom nie pomaga niewydolne sądownictwo. Dochodzenie pieniędzy jest kosztowne i czasochłonne, podczas gdy problemy z płynnością pojawiają się tu i teraz – ocenia Brzozowski.

Ale prawo może stać się podstawą do prowadzenia negocjacji z kontrahentem. Choć groźba pójścia do sądu raczej go nie przestraszy.
http://www.forbes.pl/dlugie-terminy-plat.....3,1,3.html

Cytat:
Zagraniczne firmy oszukują Polaków 2013-03-15

Kontrahenci z zagranicy coraz częściej oszukują polskich eksporterów i nie spłacają zobowiązań - alarmuje "Puls Biznesu".
Jak pisze gazeta, takich problemów polscy eksporterzy nie mieli od lat. Firma windykacyjna Euler Hermes Collections obliczyła, że należności eksportowe firm z Polski rosną dziesięć razy szybciej niż eksport. To oznacza, że coraz częściej zagraniczni kontrahenci nie płacą Polakom za towar. Należności eksportowe polskich firm rosną nawet 10 razy szybciej niż eksport - alarmuje Euler Hermes Collections. I jak wylicza ta firma windykacyjna,

Euler Hermes ostrzega, że zagraniczne firmy coraz częściej usiłują wyłudzić towar od przedsiębiorstw z Polski. W tym celu na krótko powołują firmy, które mają wyłudzić towar lub podszywają się pod znane, legalne przedsiębiorstwa.
http://www.wprost.pl/ar/391968/Zagraniczne-firmy-oszukuja-Polakow/

Cytat:
Korupcja i pralnie w jednym stoją domu

Korupcja występuje w państwach bardzo bogatych i bardzo biednych. Często jest związana z zabiegami o zamówienie publiczne. I choć Polska wspięła się w rankingu uczciwości, nadal spore rozmiary przekupstwa znajdują potwierdzenie w danych i szacunkach dotyczących przestępczej legalizacji dochodów z łapówek zwanej praniem pieniędzy.

We wrześniu 2014 r. do więzienia federalnego w Texarkana zgłosił się 58-letni Ray Nagin, były burmistrz Nowego Orleanu, skazany latem na 10 lat za korupcję, zmowę i pranie pieniędzy. Groziło mu 15,5 roku, ale sędzia Helen G. Berrigan uwzględniła w wyroku, że był dobrym mężem i ojcem, zdarzało mu się być dobrym włodarzem i że nigdy już nie będzie kimś ważnym.

Ray Nagin był burmistrzem w latach 2002–2010 r. i pozostałby osobą poza Luizjaną szerzej nieznaną, gdyby nie huragan Katrina, który zniszczył miasto w 2005 r. Mieszkańcy liczyli, że katastrofa będzie rodzajem katharsis miasta, które nie cieszyło się dobrą sławą. Jeden z nich zauważył jednak po fakcie:

– Sądziliśmy, że nasze nieszczęście będzie mimo wszystko jakąś szansą zmycia całego tego zła. Zamiast tego zaczęło napływać więcej pieniędzy, a wraz z nimi jeszcze więcej okazji, żeby kraść.

Naginowi udowodniono 20 czynów zakazanych, w tym udział w przyjęciu łapówki w wysokości 0,5 mln dol. Nie jest pierwszym ani ostatnim łapownikiem złapanym za rękę. W jego przypadku jednak śledztwo nie ciągnęło się w nieskończoność, sam proces był względnie krótki, bo w stan oskarżenia postawiono go w styczniu 2013 r., a prawomocny wyrok po apelacji wydany został na początku lipca 2014 r. Sprawność i zdecydowanie aparatu ścigania i wymiaru sprawiedliwości w posługiwaniu się zrozumiałym prawem to niezwykle istotne czynniki powodzenia w ograniczaniu przestępczości finansowo-biznesowej, w tym przekupstwa i korupcji.
Jak tu zbadać korupcję

Syntetyczny obraz wycinka tego niszczycielskiego procederu przygotowali eksperci z OECD. Ta organizacja już od 15 lat przewodzi również tzw. Konwencji Antyłapowniczej (Anti-bribery Convention). W raporcie pod pełną nazwą „OECD Foreign Bribery Report: An Analysis of the Crime of the Bribery of Foreign Public Officials” zawarto wnioski z analizy ponad 400 przypadków korumpowania zagranicznych osób publicznych z ostatnich 15 lat. Wczytując się w przedstawione w analizie informacje i wnioski, trzeba pamiętać, że są one oparte na danych ujawnionych, które z całą pewnością są tylko niewielką częścią usilnie skrywanego przez uczestników zjawiska.

Korupcja nie omija nikogo. Występuje w państwach bardzo bogatych i bardzo biednych. W wycinku opisanym w raporcie większość łapówek wręczano, aby otrzymać zamówienie publiczne. Nie znajduje potwierdzenia tradycyjna linia obrony firm, że Bogu ducha winien zarząd nic nie wiedział o niecnych działaniach swoich niepraworządnych podwładnych. Fakty potwierdzają, że w prawie 60 proc. przypadków kierownictwa przedsiębiorstw brały udział albo przynajmniej miały świadomość korumpowania urzędników lub innych przedstawicieli państwa przez ich firmę.

Im wyżej, tym drożej

Wysokość łapówki sięgała w tej próbie przeciętnie 14 mln dol., tj. 11 proc. wartości kontraktu zdobywanego z takim wsparciem lub 35 proc. spodziewanych zysków. Łapówki obiecywano, oferowano lub wręczano przede wszystkim pracownikom firm państwowych lub kontrolowanych przez państwo (27 proc. przypadków), funkcjonariuszom służb celnych (11 proc.), urzędnikom służby zdrowia (7 proc.) i urzędnikom ze sfery obronności państwa (6 proc.).

Przedstawiciele firm państwowych lub kontrolowanych przez Skarb Państwa stanowili 27 proc. tych, którzy przyjęli łapówkę, ale otrzymali aż 80 proc. łącznej kwoty wydobytej na światło dzienne w sprawach zbadanych przez OECD. W 5 proc. spraw uwikłane były głowy państw lub ministrowie, którym wręczono łapówki o wartości 11 proc. całości. Na podstawie tych relacji można potwierdzić intuicyjne domniemania, że wartość łapówki rośnie wraz z pozycją i mocą sprawczą osoby przekupywanej.

Władze najczęściej dowiadywały się o przekupstwie od samych zaangażowanych w proceder firm lub ich pracowników. Było tak w 1/3 przypadków. O własnych niecnych wyczynach za granicą spółki dowiadywały się dzięki audytom wewnętrznym (31 proc. przypadków) lub w wyniku dokładnego prześwietlania (duedilligence) firmy przed zakupem lub połączeniem z innym podmiotem (28 proc.). Informacje pochodzące od tzw. sygnalistów (whistleblowers) lub zebrane przez media miały znaczenie marginalne (odpowiednio 2 i 5 proc. przypadków).

Przygnębiający jest fakt stałego wydłużania się czasu, który upływa od momentu stwierdzenia przekupstwa do chwili zakończenia procedury sądowej. Jeśli mierzyć na podstawie próby zagregowanej przez OECD, 15 lat temu zajmowało to średnio dwa lata, w 2012 r. było to już 5,5 roku, a w 2013 r. okres ten wydłużył się do 7,3 roku. Winna jest coraz większa pomysłowość przestępców w wymyślaniu wyszukanych metod korumpowania, rosnąca w związku z tym pracochłonność dochodzeń, a w badanym tu przez OECD aspekcie także konieczność ubiegania się o pomoc prawną z innych państw.
Wycenić szkody, ustalić karę

Na 427 rozpatrzonych przez autorów z OECD przypadków przekupstwa na kary więzienia skazanych zostało 80 osób, a najwyższy wyrok opiewał na 13 lat. 38 innych osób usłyszało wyroki pozbawienia wolności w zawieszeniu. Sądy nałożyły 261 grzywien (najwięcej 1,8 mld euro), przy czym najwyższa z nałożonych na osobę fizyczną wyniosła aż 149 mln dol. Sąd w Houston skazał na nią w 2012 r. prawnika z podwójnym obywatelstwem (brytyjskim i izraelskim) Jeffreya Teslera, który usłyszał też wyrok 21 miesięcy więzienia, gdy udowodniono mu udział w nielegalnym „załatwianiu” wielkich kontraktów inżynieryjnych w Nigerii. Z innych źródeł wiadomo, że przed sądem stanął w tej samej sprawie nasz rodak z pochodzenia, 74-letni wówczas Wojciech Chodan, który został objęty roczną kuratelą sądową i nakazem zapłaty prawie 750 tys. dol. Nie jest to praktyka powszechna, więc warto podkreślić, że obaj zostali do USA deportowani z Wielkiej Brytanii.

Szkody wynikające z przekupstwa mogą być w percepcji społecznej niedoceniane, bowiem jeśli krzywda nie dotyka nas osobiście lub nie dochodzi do bezczelnych szwindli, to nie jest przedmiotem zainteresowania, dlaczego akurat ta firma zdobyła jakieś intratne zamówienie. Kosztu społecznego przekupstwa nie należy przy tym mierzyć wysokością wręczonych łapówek czy wartością zagrabionego mienia wspólnego (państwowego). Kosztem tym jest przede wszystkim utrata jakiejś części produktu narodowego wynikająca z wypaczonej alokacji zasobów, ze zniekształcenia bodźców oddziałujących na działalność bieżącą i rozwój przedsiębiorstw oraz ze wszystkich innych anomalii i deformacji powodowanych zakłóceniem przyjętych w gospodarce reguł. Korupcja podkopuje wzrost i rozwój. Z jednej bowiem strony jest substytutem innowacyjności i organicznej (wypracowanej u siebie i przez siebie) konkurencyjności, a z drugiej wkłada do prywatnych kieszeni pieniądze, które mogłyby zostać wykorzystane na cele społeczne.

Jeśli próbować przekładać skutki korupcji na efekty odczuwane bezpośrednio przez każdego obywatela, to należy zauważyć, że pieniądze na łapówki nie biorą się z powietrza i trzeba je jakoś w firmie odpracować. Wprawdzie nielegalny wypływ gotówki udaje się najczęściej ukryć, ale gdzieś w papierach ujawnia się prędzej czy później jakiś negatywny skutek, np. w postaci nielubianego przez akcjonariuszy pogorszenia wskaźników finansowych.

Koncerny międzynarodowe mogą sobie odbijać koszty łapówek, płacąc mniej zatrudnionym w państwach o słabej ochronie pracowników lub z niewydolnym (jak w Polsce) systemem sądowym. Firmy, które zdobyły już przychylność klientów, mogą zawyżać ceny dostarczanych dóbr i świadczonych usług, a tym samym zmniejszać możliwość realizacji przez państwo innych przedsięwzięć. Kolejna bardzo wydajna metoda to cięcie kosztów kontraktów – tych „przedpłaconych” za pomocą łapówki i wszystkich pozostałych. Skutki widać później gołym okiem. Tu nowy most, który wymaga ciągłych napraw, tam drogi dziurawe krótko po ułożeniu, w przychodniach i szpitalach przestarzały sprzęt i procedury, apteki niby pełne leków, ale nowe medykamenty drogie lub w ogóle niedostępne…

Polska coraz uczciwsza

Omówione opracowanie OECD nie zawiera najbardziej nas interesujących danych dotyczących Polski. Te znajdziemy w opublikowanym ostatnio raporcie Transparency International (TI) „Globalny Indeks Percepcji Korupcji”. Wnioski dla naszego kraju są pozytywne. W rankingu TI awansowaliśmy przez rok o trzy pozycje i zajmujemy obecnie 35. miejsce na 175 uwzględnionych państw. Zadowolenie może być tym większe, że w 2005 r. Polska była na dopiero 75. pozycji. Z zestawienia TI może więc wynikać, że dziś w naszym kraju jest uczciwiej niż u wszystkich naszych sąsiadów poza Estonią, a także we Włoszech czy Hiszpanii. Nie wolno jednak uspokajać sumień lepszą pozycją rankingową. Samozadowolenie byłoby usprawiedliwione, gdybyśmy wkroczyli do pierwszej dziesiątki państw niemal wolnych od korupcji.

Mniejsze, ale ciągle spore rozmiary przekupstwa w Polsce znajdują potwierdzenie w innych danych i szacunkach, np. dotyczących przestępczej legalizacji dochodów z łapówek zwanej praniem pieniędzy. W najprostszej formie polega to na zawyżaniu rozmiarów uzyskiwanych obrotów w sprawozdaniach do fiskusa. Rzeczywiste wpływy prawdziwej pralni wynosić mogły np. 1 tys. dol., a wykazane w dokumentach podatkowych 10 tys. dol., dzięki czemu 9 tys. dol. z kradzieży stawało się po opodatkowaniu legalne.

Legalizacja zwana praniem

Dzisiaj proceder legalizacji obejmuje nie tylko gotówkę, lecz także inne aktywa finansowe, np. najróżniejsze instrumenty finansowe, papiery wartościowe czy prawa majątkowe. Pranie przyjmuje czasem niezwykle wyrafinowane formy, wiążące się przy naprawdę wielkich kwotach z licznymi transferami ponad granicami.

Z przyczyn oczywistych rzeczywista skala tego procederu nie jest znana. Próbę oceny jego wielkości w Polsce podjęła katowicka Kancelaria Prawna Chmielniak i partnerzy, która we współpracy z firmą Kroll Ontrack (informatyka śledcza i odzyskiwanie danych) przygotowała raport zatytułowany po prostu „Pranie pieniędzy”. Z zebranych z różnych źródeł danych wynika, że w sprawach o pranie pieniędzy wszczęto w 2013 r. w Polsce 212 postępowań przygotowawczych, skierowano do sądów 65 aktów oskarżenia, zapadło 37 wyroków, skazano 129 osób, a przekazanym do oceny przez prokuraturę próbom prania mogła być poddana kwota przekraczająca 15 mld zł.

Generalny Inspektor Informacji Finansowej (GIIF) przyjmuje (głównie od banków) zawiadomienia o niebudzącej zaufania działalności i podejrzanych transakcjach. Są to tzw. SAR-y (suspicious activity reports). W 2013 r. system GIIF zarejestrował 3265 SAR-ów i było ich o 30 proc. więcej niż w 2012 r. oraz o ponad 60 proc. więcej niż w 2010 r. W 2012 r. polska policja wszczęła 155 spraw dotyczących podejrzeń o pranie pieniędzy. Było ich o ponad 25 proc. więcej niż rok wcześniej.

Głównym źródłem pieniędzy do wyprania nie są zapewne w Polsce korupcja i łapownictwo, tylko trywialne, choć w skutkach też bardzo nieprzyjemne, przestępstwa karno-skarbowe, a wśród nich te, które polegają na uszczupleniach w należnościach VAT. Według przytaczanych w opracowaniu danych Ministerstwa Finansów w 2013 r. wykrytych zostało ponad 150 tys. fikcyjnych faktur wystawionych na kwotę 19,7 mld zł. Pozostaje w tej sytuacji wierzyć w sprawność służb skarbowych i oddalać od siebie myśli, że ujawniany jest jedynie mały procent takich przestępstw. Na marginesie, PwC ocenia, że w 2014 r. polski budżet straci na wyłudzeniach VAT o 5 mld mniej niż rok wcześniej, ale i tak wciąż ogromną kwotę 42 mld zł.

Jak wynika z badań przeprowadzonych przez Kroll Ontrack, wzrost nadużyć zanotowały ostatnio przedsiębiorstwa na całym świecie, w tym także w Polsce. Najpowszechniejsze polegają na kradzieży informacji, korupcji, kradzieży własności intelektualnej, naruszeniach przepisów prawa, konflikcie interesów, zmowie rynkowej, sprzeniewierzeniu funduszy firmy i praniu pieniędzy. Aż 70 proc. firm przyznało, że w 2013 r. ucierpiało na skutek przynajmniej jednego takiego nadużycia. Wśród głównych powodów takiego stanu rzeczy badane przedsiębiorstwa wskazały złożoność infrastruktury IT, dużą rotację pracowników, a także wchodzenie na nowe rynki o podwyższonym stopniu ryzyka.

Nie ma jednej rady na ograniczanie przestępczości. Korupcji, która stanowiła główny wątek tego przeglądu nie da się całkiem wyplenić. Jedno jest natomiast pewne: bardzo popłaca w tym dziele czytelne prawo w połączeniu z jasnymi regułami interpretacji licznych przecież zdarzeń i przypadków prawem nieprzewidzianych lub ponadprzeciętnie zawiłych. Nade wszystko niezbędny jest wszakże sprawny i ponadprzeciętny intelektualnie wymiar sprawiedliwości, bogaty w szeroką wiedzę także o finansach i gospodarce.
http://www.obserwatorfinansowy.pl/forma/.....toja-domu/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:04, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Popieranie wolnego rynku to popieranie koncentracji kapitału w rękach dużych przedsiębiorstw.
Właściciele firm przewozowych, którzy występują na drogę prawną przeciwko Polskiemu Busowi i wykorzystują możliwości prawem przewidziane nie są zwolennikami niekrępowanej wolnej konkurencji.

Wolny rynek w koegzystencji z masą drobnych przedsiębiorców w dłuższym okresie to dogmat religijny.


Cytat:
Polski Bus jest nam potrzebny, ale życzmy mu żeby nie zaczął nas wozić wszędzie. [Grzegorz Sroczyński ] 19.08.2015

"Oto biznes według cebulaków, kartoflaków! Nie można wygrać jakością, to się idzie z bekiem do państwowych śmieciuchów, posmaruje pajdziochę i decyzja gotowa, a ludzie będą teraz jeździć zdezelowanymi rdzewiakami i ryzykować życie... Ale kogo to obchodzi w platfustanie..." - pisze uzdek98. Oburzyła go (jak tysiące internautów) decyzja Samorządowego Kolegium Odwoławczego o zawieszeniu połączeń Polskiego Busa na trasie Warszawa - Lublin - Rzeszów.

Z "bekiem do państwowych śmieciuchów" poszli mniejsi przewoźnicy, a SKO uwzględniło ich wniosek. Wpisy pod tekstami "Wyborczej" są zgodne: urzędasy chcą decydować, skandal, państwo niszczy wolny rynek, nie dajmy się i tak dalej w tysiącach komentarzy. "Brawo Polski Bus! Jesteś firmą, która przynosi nowoczesność i wspaniałe ceny Polakom" - pisze ktoś o nicku "swietypentagram".

Rzeczywiście, ceny są wspaniałe. Bilet z Warszawy do Lublina kupiony z wyprzedzeniem kosztuje 2 złote, żaden wąsaty Szwagreks czy Ziuteks nie są w stanie tego przebić. Ceny "u busiarzy" wynoszą 23-25 zł. Właścicielem Polskiego Busa jest Szkot Brian Souter, jego imperium transportowe - Stagecoach Group - ma wartość 730 mln funtów (ponad 4 mld zł), składają się na nie firmy autobusowe w Europie i USA, sieć kolejowa w Wielkiej Brytanii oraz operator promów w Turcji. Ma więc z czego dokładać. Dodatkowo zaoferował Wi-Fi i gniazdka elektryczne, a podróżni otrzymują "poczęstunek". "To standard, który większości naszych przewoźnikom jest obcy" - pisze lubelska "Wyborcza".

Polski Bus. Kolejne połączenie na celowniku busiarzy

Nie chcę brać strony konkretnych "busiarzy". Może 25 zł za bilet z Warszawy do Rzeszowa to dużo, a może nie. Nie umiem tego policzyć z bańki (w przeciwieństwie do wszystkowiedzących internautów). Wiem natomiast, że jeśli coś się dostaje za darmo, płaci się za to w jakiś inny sposób. Jak nie teraz, to później. A nawet dużo później, na przykład za pięć lat. Nie jest bowiem możliwe, żeby wożenie nas za dwa zeta z Warszawy do Rzeszowa klimatyzowanymi autobusami z Wi-Fi i darmową kanapką opłacało się na dłuższą metę. A jeśli zadacie sobie trud obejrzenia sprawozdań finansowych Stagecoach Group, to zobaczycie, że zawsze wszystko jej się opłaca.

Polski Bus uchodzi za firmę nowoczesną. Z biletami za 2 złote jest zabójczy dla swojskich Szwagreksów, busików wujka Ziutka i Władka, którzy noszą obciachowe wąsy i nie mają Wi-Fi. Tyle że jak oni zostaną zamordowani darmową kanapką, wtedy nasz szkocki wujaszek odbije sobie to, co zainwestował. Na przykład ograniczy połączenia na trasach nieopłacalnych, a bilety wystawi po 50 zł. Nie dlatego, że jest złośliwy, ale dlatego, że tak działa kapitalizm. Wolny rynek wcale nie dąży do stanu konkurencji, przeciwnie, sam z siebie, niepilnowany i nieregulowany, dąży do naturalnego monopolu, duża ryba zjada mniejsze, a na końcu kolonizuje całe akwarium. Zajmowali się tym problemem ekonomiczni nobliści, a Ludwig Erhard i Walter Eucken, wychodząc od teorii monopolu, stworzyli koncepcję społecznej gospodarki rynkowej, dzięki której Niemcy są dziś bogate.

Patetyczny "Apel poparcia dla Polskiego Busa", który kolportowany jest wśród internautów, powinien więc brzmieć nieco precyzyjniej. Na przykład tak: "Bardzo proszę marszałka województwa, SKO i polskie władze, abym przez trzy lata miał darmową podwózkę do Rzeszowa z Wi-Fi i kanapką, w zamian w kolejnych latach aż do emerytury zgadzam się kupować drogie bilety i jeździć z trzema przesiadkami". Podpisujcie.

Polski Bus jest nam potrzebny, życzmy mu w Polsce samych sukcesów na kilkunastu albo nawet kilkudziesięciu trasach, a także tego, żeby podatki płacił w Polsce (bo to z nich remontujemy drogi, po których wozi klientów). A sobie życzmy, żeby nie zjadł całego tortu i nie zaczął nas wozić wszędzie. Właśnie do tego potrzebne jest państwo, czyli "państwowe śmieciuchy" oraz "urzędasy", którzy chronią nas przed urokami prywatnych monopoli.
http://wyborcza.pl/duzyformat/1,147366,1.....l#BoxGWImg

Ponadto warto też poznać i ten aspekt postępowania mniejszych przewoźników.

Cytat:
Ja w przemianę firm Busiarskich nie wierzę. Widzę to na przykładzie Bigbusa. Pytałem się 2 lat temu dlaczego nie wymieniacie floty na nowszą? Odpowiedz mnie wryła. Bo się nie opłaca. Mając nowe autobusy trzeba mieć cyfrowe tachografy. W takiej sytuacji nie będzie można robić przekrętów na czasie pracy. Aktualnie Bigbus robi kursy Tomaszów-Warszawa Pl defilad-Lotnisko chopina-pl. Defilad-Tomaszów Lubelski na jednym kierowcy. Kierowca dostaje 80 zł. za kurs. Dodatkowo jak wróci to w firmie jest pracownik, który "poprawia" analogowe wydruki z tachografów. Jeden z kierowców Necia chwalił się tym na cały głos w busie. Mając cyfrówki trzeba by dodatkowego kierowca co daje większe koszty. Trudniej jest przechytrzyć tacho.


http://www.skyscrapercity.com/showthread.....21[/quote]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 40000 sat

PostWysłany: 12:17, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

WZBG napisał:
Wolny rynek w koegzystencji z masą drobnych przedsiębiorców w dłuższym okresie to dogmat religijny.


Najzabawniejsze jest to, że tzw. wolny rynek z masą drobnych przedsiębiorców - w wielu sektorach - mógłby istnieć, gdyby skutecznie ograniczyło się koncentrację kapitału przez odpowiednie regulacje i progresywne opodatkowanie. Jednak samozwańczy "wolnorynkowcy" zaraz zaczęliby jęczeć, że "złe państwo/socjalizm/komuna/resztę dopisać" zabrania im się dorabiać. Skoro tak, to niech nie płaczą, że wielki kapitał traktuje ich tak samo, jak najzwyklejszych roboli. Laughing



Cytat:
Właściciele firm przewozowych, którzy występują na drogę prawną przeciwko Polskiemu Busowi i wykorzystują możliwości prawem przewidziane nie są zwolennikami niekrępowanej wolnej konkurencji.


Co też potwierdza, że kapitał i aparat urzędniczy to nierozłączna para.

Cytat:
Polski Bus jest nam potrzebny, ale życzmy mu żeby nie zaczął nas wozić wszędzie. [Grzegorz Sroczyński ] 19.08.2015


Wnioski poniekąd słuszne, ale szkoda, że autor tekstu nie zwraca uwagi na konieczność istnienia publicznego - niezorientowanego na zysk - przewoźnika.

Cytat:
Ja w przemianę firm Busiarskich nie wierzę. Widzę to na przykładzie Bigbusa. Pytałem się 2 lat temu dlaczego nie wymieniacie floty na nowszą? Odpowiedz mnie wryła. Bo się nie opłaca. Mając nowe autobusy trzeba mieć cyfrowe tachografy. W takiej sytuacji nie będzie można robić przekrętów na czasie pracy. Aktualnie Bigbus robi kursy Tomaszów-Warszawa Pl defilad-Lotnisko chopina-pl. Defilad-Tomaszów Lubelski na jednym kierowcy. Kierowca dostaje 80 zł. za kurs. Dodatkowo jak wróci to w firmie jest pracownik, który "poprawia" analogowe wydruki z tachografów. Jeden z kierowców Necia chwalił się tym na cały głos w busie. Mając cyfrówki trzeba by dodatkowego kierowca co daje większe koszty. Trudniej jest przechytrzyć tacho.


Świetny dowód na sprzeczność zysku z interesem pasażerów i pracowników. Dobrze zarządzany publiczny przewoźnik mógłby przeznaczyć dodatkowe środki na wymianę/modernizację taboru, dofinansowanie mniej rentownych połączeń czy podwyżki dla zatrudnionych. Prywaciarz woli wykorzystywać podwładnych i wozić ludzi niczym bydło. Rolling Eyes
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 13:48, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
WZBG napisał:
Wolny rynek w koegzystencji z masą drobnych przedsiębiorców w dłuższym okresie to dogmat religijny.


Najzabawniejsze jest to, że tzw. wolny rynek z masą drobnych przedsiębiorców - w wielu sektorach - mógłby istnieć, gdyby skutecznie ograniczyło się koncentrację kapitału przez odpowiednie regulacje i progresywne opodatkowanie.

Progresywny PIT nic nie da, bo środki zostaną w podmiotach płacących CIT.
Progresywny CIT nic nie da, bo środki zostaną podzielone na podmioty słupowe.
Zbiór podmiotów słupowych z kilkoma prokurentami z odpowiednimi pełnomocnictwami będzie miał przewagę skali kosztów działalności i mniejsi przedsiębiorcy będą musieli wypaść z rynku lub koncentrować się w podobną grupę kapitałową z wieloma udziałowcami.
Ostatecznie grupy kapitałowe podzielą sobie rynek lub będą zwalczać się, aż pozostanie jeden.
Inwencja w omijaniu odpowiednich regulacji przez prywatnych przedsiębiorców będzie dotąd duża, dopóki istnieje prywatna własność środków produkcji.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:03, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Progresywny CIT nic nie da, bo środki zostaną podzielone na podmioty słupowe.


Dlatego wspomniałem też o odpowiednich regulacjach. Wolnorynkowy eksperyment można by zastosować co najwyżej jako uzupełnienie wiodącej własności publicznej. Wtedy akurat nie pozostałoby zbyt wiele miejsca na inicjatywę prywatną - jedynie w najmniej istotnych sektorach gospodarki. Między innymi - chętny mógłby otworzyć powiedzmy kawiarnię, ale już nie firmę przewozową, od której byłby uzależniony dojazd mieszkańców do pracy/szkoły.

Odnośnie regulacji, to przykładowo - jedna działalność gospodarcza na osobę, przy czym istniałby limit zatrudnienia w prywatnym przedsiębiorstwie oraz opodatkowanie, które uniemożliwiałoby nadmierną koncentrację bogactwa.

Cytat:
Zbiór podmiotów słupowych z kilkoma prokurentami z odpowiednimi pełnomocnictwami będzie miał przewagę skali kosztów działalności i mniejsi przedsiębiorcy będą musieli wypaść z rynku lub koncentrować się w podobną grupę kapitałową z wieloma udziałowcami.


Doskonałe potwierdzenie tego, że uczciwa konkurencja nie może istnieć bez odgórnego nadzoru. Niestety, inicjatywa prywatna - w przeciwieństwie do publicznej - musi sporo kosztować, jeśli nie chce się oddać kontroli w ręce największego kapitału, co też podważa zasadność jej dominacji w gospodarce.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 15:55, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
Cytat:
Progresywny CIT nic nie da, bo środki zostaną podzielone na podmioty słupowe.


Dlatego wspomniałem też o odpowiednich regulacjach. Wolnorynkowy eksperyment można by zastosować co najwyżej jako uzupełnienie wiodącej własności publicznej. Wtedy akurat nie pozostałoby zbyt wiele miejsca na inicjatywę prywatną - jedynie w najmniej istotnych sektorach gospodarki. Między innymi - chętny mógłby otworzyć powiedzmy kawiarnię, ale już nie firmę przewozową, od której byłby uzależniony dojazd mieszkańców do pracy/szkoły.

Odnośnie regulacji, to przykładowo - jedna działalność gospodarcza na osobę, przy czym istniałby limit zatrudnienia w prywatnym przedsiębiorstwie oraz opodatkowanie, które uniemożliwiałoby nadmierną koncentrację bogactwa.

Cytat:
Zbiór podmiotów słupowych z kilkoma prokurentami z odpowiednimi pełnomocnictwami będzie miał przewagę skali kosztów działalności i mniejsi przedsiębiorcy będą musieli wypaść z rynku lub koncentrować się w podobną grupę kapitałową z wieloma udziałowcami.


Doskonałe potwierdzenie tego, że uczciwa konkurencja nie może istnieć bez odgórnego nadzoru. Niestety, inicjatywa prywatna - w przeciwieństwie do publicznej - musi sporo kosztować, jeśli nie chce się oddać kontroli w ręce największego kapitału, co też podważa zasadność jej dominacji w gospodarce.


Przy kawiarni, która miałaby monopol na miejsce, na którym byłaby posadowiona, to już nie wolna konkurencja (chyba, że obwoźna).
Regulację z jedną działalnością gospodarczą na osobę można ominąć słupami, którzy tylko oficjalnie na papierze byliby właścicielami tych jednoosobowych działalności gospodarczych. A zawiadywaliby tym prokurenci z odpowiednimi pełnomocnictwami.
Limit zatrudnienia w pojedynczym podmiocie zgadzałby się, ale do dyspozycji prokurentów byliby pracownicy z wielu podmiotów gospodarczych.

Koncentracja kapitału może odbywać się bez koncentracji prawa własności ułamkowych części skoncentrowanego kapitału w ręku jednej osoby, wystarczy, że ta osoba dysponuje kapitałem innych osób/podmiotów, jako prokurent/pełnomocnik, gdzie właściciel-słup nie ma pojęcia na czym polega ta jego działalność gospodarcza.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 17:56, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Przy kawiarni, która miałaby monopol na miejsce, na którym byłaby posadowiona, to już nie wolna konkurencja (chyba, że obwoźna).


Zgadzam się, że prawdziwie wolny rynek i uczciwa konkurencja potrzebują odejścia od kapitalizmu i legitymizowania własności pracą. W przeciwnym razie mamy do czynienia z szybko pojawiającymi się oligopolami, a następnie monopolami, co wynika z dążenia do jak największych zysków.

Monopolowi na miejsce można przeciwdziałać - wprowadzić publiczną własność gruntów i lokali użytkowych. W ten sposób najemcą (i przedsiębiorcą zarazem) stawałoby się tylko po udokumentowaniu konkretnego planu i środków na rozpoczęcie działalności. Czyli z miejsca odpadają inicjatywy skazane na porażkę z powodu wypełnienia rynku, gołodupcy liczący na cud oraz ci, którzy nie podołali zamierzonym celom. Tak samo w przypadku spółdzielni.

Chyba nie trzeba przypominać, że dobrze rozwinięty sektor publiczny w dłuższej perspektywie zawsze staję się bardziej kuszącą opcją dla ogółu. Tak więc jednocześnie eliminuje problem cen nieadekwatnych do jakości oraz śmieciowego zatrudnienia. Dzięki temu realną konkurencję dla państwowego mogą stanowić praktycznie tylko demokratycznie zarządzane spółdzielnie, gdzie zyski dzieli się według wkładu pracy.

Przykład kawiarni podałem, bo nie jest niezbędna dla społeczeństwa, nie wymaga finansowania B+R oraz nie zalicza się do monopoli naturalnych. A zatem nie musi być częścią państwówki.

Cytat:
A zawiadywaliby tym prokurenci z odpowiednimi pełnomocnictwami.


Takie coś dowodzi zbędności owego pseudo-właściciela, więc zachowanie (przynajmniej w miarę) uczciwej konkurencji wymagałoby osobistej odpowiedzialności każdej osoby prowadzącej działalność gospodarczą oraz braku możliwości udzielenia pełnomocnictwa.

Jednak nie sądzę, by coś takiego wydawało się atrakcyjne dla samozwańczych entuzjastów wolnego rynku. Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 21:42, 24 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
Cytat:
Przy kawiarni, która miałaby monopol na miejsce, na którym byłaby posadowiona, to już nie wolna konkurencja (chyba, że obwoźna).


Zgadzam się, że prawdziwie wolny rynek i uczciwa konkurencja potrzebują odejścia od kapitalizmu i legitymizowania własności pracą. W przeciwnym razie mamy do czynienia z szybko pojawiającymi się oligopolami, a następnie monopolami, co wynika z dążenia do jak największych zysków.

Wolny rynek, niezależnie czego dotyczy, tworzy wypaczenia i narusza prawa innych w większym stopniu niż oni wobec podmiotu naruszającego.
Nawet w przypadku rynku pracy należy ustanowić widełki płac minimum-maksimum.
Pracą można jedynie legitymizować własność dóbr konsumpcyjnych.
W przypadku dzierżawy/wynajmu środków produkcji dojdzie do:
1. Okresowego uprzywilejowania osób względem tych, które chciałyby z nich korzystać nieco później a mieliby równie dobre projekty/inicjatywy.
2. Wykorzystywania pracownika potencjalnie zatrudnionego przez dzierżawcę/wynajmującego,
3. Uzyskiwania zysku pieniężnego (dodatni cash flow), który destabilizowałby system, ponieważ reszta systemu musiałaby mieć ujemny zysk pieniężny (ujemny cash flow), co w konsekwencji prowadziłoby do zatorów płatniczych i po części spekulacji towarami (dawne zajęcie np. konik biletowy).
Cytat:


Monopolowi na miejsce można przeciwdziałać - wprowadzić publiczną własność gruntów i lokali użytkowych. W ten sposób najemcą (i przedsiębiorcą zarazem) stawałoby się tylko po udokumentowaniu konkretnego planu i środków na rozpoczęcie działalności. Czyli z miejsca odpadają inicjatywy skazane na porażkę z powodu wypełnienia rynku, gołodupcy liczący na cud oraz ci, którzy nie podołali zamierzonym celom. Tak samo w przypadku spółdzielni.



Monopol na miejsce istnieje nawet przy publicznej jego własności, ponieważ w tym samym okresie czasu inni nie mogą czerpać z niego korzyści.
Poza tym dana osoba wykorzystując miejsce czerpie korzyści z pracy poprzednich pokoleń, a okresowa wartość jej pracy nie zrównoważy wartości ich pracy
(np. grupa budowlańców pracowała przy projekcie urbanizacyjnym miasta, w wyniku którego powstało publiczne miejsce, które tu rozważamy pod ewentualna dzierżawę.

Cytat:

Chyba nie trzeba przypominać, że dobrze rozwinięty sektor publiczny w dłuższej perspektywie zawsze staję się bardziej kuszącą opcją dla ogółu. Tak więc jednocześnie eliminuje problem cen nieadekwatnych do jakości oraz śmieciowego zatrudnienia. Dzięki temu realną konkurencję dla państwowego mogą stanowić praktycznie tylko demokratycznie zarządzane spółdzielnie, gdzie zyski dzieli się według wkładu pracy.

Przykład kawiarni podałem, bo nie jest niezbędna dla społeczeństwa, nie wymaga finansowania B+R oraz nie zalicza się do monopoli naturalnych. A zatem nie musi być częścią państwówki.


System ze spółdzielniami też ma swoje wady.
Część spółdzielni korzystałaby z surowców przynoszących większą korzyść, a inne z surowców przynoszących mniejszą korzyść.
Pozostaje też problem płatności, jakim pieniądzem należałoby posługiwać się, czy emitowałyby go same spółdzielnie, czy organ centralny.
Jest też kwestia, produkcji spółdzielni, które nie mają kompletnej informacji o preferencjach konsumentów (hierarchii potrzeb i konkretnych zamówień). Co innego plan, nawet z badaniami marketingowymi części społeczeństwa, a co innego formularze/preliminarze potrzeb (potrzeby ułożone hierarchicznie) całego społeczeństwa (zasadniczo osób pełnoletnich, niepełnoletni stypendia), które miałyby nadawać kierunek wykorzystania ogólnych zdolności produkcyjnych.

Cytat:



Cytat:
A zawiadywaliby tym prokurenci z odpowiednimi pełnomocnictwami.


Takie coś dowodzi zbędności owego pseudo-właściciela, więc zachowanie (przynajmniej w miarę) uczciwej konkurencji wymagałoby osobistej odpowiedzialności każdej osoby prowadzącej działalność gospodarczą oraz braku możliwości udzielenia pełnomocnictwa.

Jednak nie sądzę, by coś takiego wydawało się atrakcyjne dla samozwańczych entuzjastów wolnego rynku. Wink


Nawet przy zakazie możliwości posługiwania się pełnomocnictwami, zakazie pełnienia funkcji dyrektorsko-kierowniczych przez innych, ci inni będą korzystać z osiągnięć technicznych.
Właściciel przy podpowiedziach osób z otoczenia będzie podpisywał umowy/dokuemnty fizycznie lub cyfrowo (podpis elektroniczny tylko ułatwia korzystanie z niego przez innych,
podobnie email, można też telefonicznie kontaktować się właścicicielem, który wówczas pełniłby role przytakiwacza i zgadzającego się na warunki umów/danych inicjatyw.

Taki wolny rynek nie byłby atrakcyjny dla entuzjastów wolnego rynku.
Natomiast nie stanowiłby przeszkód dla osób, które wykorzystywałyby go drogą niezbyt legalnego nacisku na potencjalnych właścicieli.
A temu procederowi sprzyja istnienie obecnej formy pieniądza (uczestniczącego w wielu transakcjach), inaczej byłoby z jednostkami, które byłyby tylko potwierdzeniem możliwości odbioru fizycznego dobra (towaru lub usługi)
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 07:35, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Dlaczego Enea wypowiedziała umowę Bogdance? 24.08.2015r.

Część analityków twierdzi, że powody wypowiedzenia przez zarząd Enei długoterminowej umowy na dostawy węgla z Bogdanki mogą być inne niż podano w oficjalnym komunikacie - czytamy w "Parkiecie" i "Rzeczpospolitej".
W piątek Enea poinformowała, że wypowiedziała długoterminową umowę na dostawy węgla przez LW Bogdanka. Jak tłumaczyła poznańska spółka powodem takiej decyzji był brak porozumienia co do ceny węgla na 2016 rok. Wiceprezes Enei Paweł Orlof podkreślał, że warunki handlowe dotychczasowej umowy znacznie odbiegają od aktualnej sytuacji na rynku.

Jednak decyzja zarządu Enei wywołała falę spekulacji na rynku, co do rzeczywistych jej intencji. Cytowany przez "Rz" analityk DM BOŚ Łukasz Prokopiuk jest zdania, że szansa na uzyskanie porozumienia jeszcze była, a posunięcie zarządu Enei może mieć na celu uzyskanie lepszej pozycji negocjacyjnej w dalszych negocjacjach, w których może chodzić nie tylko o dostawy węgla, ale również o ewentualne przejęcie Bogdanki przez Eneę. Jak tłumaczy Prokopiuk zerwanie umowy może doprowadzić do obniżenia wartości akcji Bogdanki.
[...]
Z drugiej strony Nawrocki przyznaje, że możemy mieć do czynienia z grą na spadek wartości Bogdanki, wobec planu kupna tej spółki przez Eneę, albo decyzjami politycznymi, których skutkiem ma być zwiększenie przez Eneę ilości węgla kupowanego na Śląsku.
Jak czytamy w "Rz" i Parkiecie cześć analityków spekuluje również na temat ewentualnego przejęcie przez Eneą Katowickiego Holdingu Węglowego.

Według obu dzienników Enea jest zainteresowana objęciem akcji w podwyższonym kapitale KHW, której kończą się pieniądze na bieżącą działalność.
Na dowód takiej tezy obie gazety przytaczają wypowiedź prezesa Enei Krzysztofa Zamasza z ostatniego wywiadu z „Parkietem" i "Rzeczpospolitą".

Na pytanie, czy Enea rozważa zakup którejś ze spółek węglowych, prezes Zamasz odpowiedział, że Enea analizuje różne scenariusze, a on byłbym skrajnie nieodpowiedzialnym menedżerem, gdybym nie szukał najlepszych sposobów na zabezpieczenie optymalnej ceny zakupu węgla dla należących do grupy źródeł wytwórczych.
http://www.cire.pl/item,116033,1,0,0,0,0.....dance.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Monty




Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 120
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 08:27, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kurs Bogdanki wczoraj spadł o 27% Można? - można..
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 09:06, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Monty napisał:
Kurs Bogdanki wczoraj spadł o 27% Można? - można..


Na spadku ceny akcji Bogdanki tracili przyszli emeryci z OFE.
Lista akcjonariuszy Bogdanki głównie OFE:

http://stooq.pl/q/h/?s=lwb
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 14:03, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Nawet w przypadku rynku pracy należy ustanowić widełki płac minimum-maksimum.


Które byłyby całkowicie zbyteczne, gdyby przedsiębiorstwami zarządzano w sposób demokratyczny, a nie totalitarny. Wink

Cytat:
Pracą można jedynie legitymizować własność dóbr konsumpcyjnych.


Nie tylko.

Najprostszym przykładem może być ziemia uprawna. Gdyby posiadanie legitymizowano jedynie pracą, to osoba/rodzina/społeczność mogłaby dysponować tylko takim obszarem, którym byłaby w stanie samodzielnie gospodarować. W ten sposób przestałby istnieć problem skupowania powierzchni celem spekulacji oraz życia na koszt najemników.

Cytat:
1. Okresowego uprzywilejowania osób względem tych, które chciałyby z nich korzystać nieco później a mieliby równie dobre projekty/inicjatywy.


Cóż, nigdy wszystkim nie dogodzimy. Teoretycznie można przyłączyć się i wspólnie coś rozwinąć albo próbować swoich sił na innym polu.

Cytat:
Wykorzystywania pracownika potencjalnie zatrudnionego przez dzierżawcę/wynajmującego,


Dlatego właśnie konieczny jest dobrze rozwinięty sektor publiczny. W takim przypadku możliwość życia z pracy najemnej zostaje skutecznie ograniczona, a nawet uniemożliwiona ze względu na silną konkurencję ze strony państwa. A skoro zatrudnienie się u kogoś przestaje być opłacalne, to nie chcąc pracować w publicznym, pozostaje dołączyć do grona spółdzielców.

Cytat:
i po części spekulacji towarami (dawne zajęcie np. konik biletowy).


Temu można przeciwdziałać. Spekulacji biletami przez imienny zakup, a towarami konsumpcyjnymi przez publiczną własność powierzchni oraz limity. Te drugie są powszechnie stosowane w wielu sieciach handlowych (np. Carrefour - 10 szt. towaru na paragon). Natomiast pierwsza opcja powoduje, że nawet gdyby ktoś kupił - powiedzmy kilka tirów cukru - celem sprzedaży w spekulacyjnych cenach, to... nie miałby gdzie go magazynować. Very Happy

Oczywiście nie trzeba wspominać o potrzebie istnienia uspołecznionego handlu. Wink

Cytat:
Monopol na miejsce istnieje nawet przy publicznej jego własności, ponieważ w tym samym okresie czasu inni nie mogą czerpać z niego korzyści.


Nie widzę wielkiego problemu, jeśli w zasięgu pozostaje inne miejsce + możliwość szybkiego rozwiązania umowy najmu/dzierżawy np. za niewłaściwe prowadzenie działalności - chociażby ze szkodą dla pracowników/klientów/gminy/etc.

Cytat:
np. grupa budowlańców pracowała przy projekcie urbanizacyjnym miasta, w wyniku którego powstało publiczne miejsce, które tu rozważamy pod ewentualna dzierżawę.


To prawda, dlatego najemca/dzierżawca musi dokładać się do czegoś, co powstało z pracy rąk innych osób.

Cytat:
System ze spółdzielniami też ma swoje wady.


Oczywiście, nie przeczę. Jednak - pomimo tego - na dłuższą metę pozostają praktycznie jedyną alternatywą dla publicznego w mniej istotnych sektorach gospodarki, ponieważ nie występuje w nich kradzież wartości dodatkowej.

Cytat:
Pozostaje też problem płatności, jakim pieniądzem należałoby posługiwać się, czy emitowałyby go same spółdzielnie, czy organ centralny.


Chyba w każdym państwie pieniądz jest emitowany przez organ centralny. Wink

Cytat:
Jest też kwestia, produkcji spółdzielni, które nie mają kompletnej informacji o preferencjach konsumentów


Nic nie stoi na przeszkodzie, by zgoda na rozpoczęcie jakiejkolwiek działalności - w tym spółdzielczej - była wydawana tylko po pozytywnej ocenie przedstawionego planu i analizy rynku + udokumentowaniu posiadanych środków. Podmioty skazane na porażkę i psujące rynek w ogóle nie powinny być dopuszczane.

Cytat:
Nawet przy zakazie możliwości posługiwania się pełnomocnictwami, zakazie pełnienia funkcji dyrektorsko-kierowniczych przez innych, ci inni będą korzystać z osiągnięć technicznych.


Ów kombinator nie robiłby tego za darmo, więc pojawiłoby się pytanie o opłacalność takiego procederu dla stojących niżej - prawnego właściela + zatrudnionych, którzy mogliby wybrać spółdzielnię albo sektor publiczny.

Cytat:
Natomiast nie stanowiłby przeszkód dla osób, które wykorzystywałyby go drogą niezbyt legalnego nacisku na potencjalnych właścicieli.


Niestety, inicjatywa prywatna tradycyjnie wymaga rozbudowanego aparatu kontroli, co przeczy liberalnym bajkom o tzw. "państwie minimum". Razz Z tego względu, ograniczenie biurokracji = ograniczenie sektora prywatnego. Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:29, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
Cytat:
Nawet w przypadku rynku pracy należy ustanowić widełki płac minimum-maksimum.


Które byłyby całkowicie zbyteczne, gdyby przedsiębiorstwami zarządzano w sposób demokratyczny, a nie totalitarny. Wink

Ustalenie wysokości/wartości widełek płac w referendum to w pełni demokratyczny i bezpośredni sposób.
Cytat:

Cytat:
Pracą można jedynie legitymizować własność dóbr konsumpcyjnych.


Nie tylko.

Najprostszym przykładem może być ziemia uprawna. Gdyby posiadanie legitymizowano jedynie pracą, to osoba/rodzina/społeczność mogłaby dysponować tylko takim obszarem, którym byłaby w stanie samodzielnie gospodarować. W ten sposób przestałby istnieć problem skupowania powierzchni celem spekulacji oraz życia na koszt najemników.

Wyeliminowanie większości problemów nie oznacza, że wyeliminowano podstawowy. Zostaje dyskryminacja innych, którzy nie mogą zająć terenu już zajętego, a nie godzą się np. na teren odległy i w surowszym klimacie, czy też odległy od np. Mazur. Najlepiej, gdy własność ziemi pozostaje publiczna, a teren zamieszkiwania zależy od miejsca zatrudnienia.
Cytat:

Cytat:
1. Okresowego uprzywilejowania osób względem tych, które chciałyby z nich korzystać nieco później a mieliby równie dobre projekty/inicjatywy.


Cóż, nigdy wszystkim nie dogodzimy. Teoretycznie można przyłączyć się i wspólnie coś rozwinąć albo próbować swoich sił na innym polu.


Problem rozwiązałaby inna hierarchia podejmowania decyzji, Zamiast braku wpływu na wcześniejszą pozytywna decyzje organu publicznego na rzecz kogoś z inicjatywą indywidualną i wynikającą z tego dzierżawą/wynajmem, zgłoszenie dużego projektu indywidualnie lub w grupie projektów (jeśli projekt jest mały) do referendum, a rezultatem byłoby wdrożenie, w którym inicjator pracowałby do czasu wdrożenia (np wybudowania obiektu/zakładu), a później pracowników zatrudniano by poprzez przetargi zatrudnieniowe. Sam inicjator nie miałby już pewności, czy zostałby zatrudniony w wybudowanym obiekcie/zakładzie. Aczkolwiek byłby projektodawcą norm obowiązujących pracowników pracujących w obiekcie/zakładzie.
Cytat:


Cytat:
Wykorzystywania pracownika potencjalnie zatrudnionego przez dzierżawcę/wynajmującego,


Dlatego właśnie konieczny jest dobrze rozwinięty sektor publiczny. W takim przypadku możliwość życia z pracy najemnej zostaje skutecznie ograniczona, a nawet uniemożliwiona ze względu na silną konkurencję ze strony państwa. A skoro zatrudnienie się u kogoś przestaje być opłacalne, to nie chcąc pracować w publicznym, pozostaje dołączyć do grona spółdzielców.


Docelowo wykorzystywaniu pracowników może zapobiec zatrudnianie poprzez przetargi zatrudnieniowe, a kandydaci konkurowaliby wysokością płacy w zakresie widełek płac przyjętych w referendum. Stąd nie dzielimy tego co wytworzyła spółdzielnia, a płacimy znaną wartość wynagrodzenia, a pozostałe wytworzone przez spółdzielnie dobra byłyby do dyspozycji ogółu (zgodnie z referendalnym przeznaczeniem ogólnej zdolności produkcyjnej). Zapewne taka forma spółdzielni byłaby niezbyt atrakcyjna i jej produkcje przejąłby zakład publiczny.
Cytat:


Cytat:
i po części spekulacji towarami (dawne zajęcie np. konik biletowy).


Temu można przeciwdziałać. Spekulacji biletami przez imienny zakup, a towarami konsumpcyjnymi przez publiczną własność powierzchni oraz limity. Te drugie są powszechnie stosowane w wielu sieciach handlowych (np. Carrefour - 10 szt. towaru na paragon). Natomiast pierwsza opcja powoduje, że nawet gdyby ktoś kupił - powiedzmy kilka tirów cukru - celem sprzedaży w spekulacyjnych cenach, to... nie miałby gdzie go magazynować. Very Happy

Oczywiście nie trzeba wspominać o potrzebie istnienia uspołecznionego handlu. Wink


System monetarny w Twoim systemie sprzyjałby spekulacji z racji wyceny dóbr w jednostkach pieniężnych (które mogą uczestniczyć w wielu transakcjach).
Jeśli suma cen dóbr PxQ byłaby większa od ilości pieniądza M, to część towarów nie zostałaby sprzedana, jeśli miałoby temu zapobiegac dodrukowywanie pieniądza, to mielibyśmy już równość PxQ = M, lecz wystarczyłoby, aby grupa osób tuz po wypłacie wydała prawie całą miesięczną/tygodniową pensje i wystąpiłby niedobór towarów na początku okresu rozliczeniowego. Dotyczyłoby to artykułów o niskiej wartości, np. papier toaletowy. A także np. mięsa świeżego (bez chemii), które byłoby sprzedawane po koszcie produkcji i transportu.

Może temu zaradzić przyjęcie innej formy pieniądza - jednostek procentowych ogólnej zdolności produkcyjnej (potrzebnej do etapu przetargów na zatrudnienie), a odbiór dóbr miałby odbywać się na podstawie kart płatniczych z bazą danych zamówionych towarów i czekających na odbiór (baza danych aktualizowałaby się codziennie). Karty płatnicze miałyby być określone terytorialnie: karty gminne, karty wielu gmin (sąsiadujących), wojewódzkie, krajowe itd... To rozwiązywałoby problemy logistycznego zaopatrzenia.
Cytat:


Cytat:
Monopol na miejsce istnieje nawet przy publicznej jego własności, ponieważ w tym samym okresie czasu inni nie mogą czerpać z niego korzyści.


Nie widzę wielkiego problemu, jeśli w zasięgu pozostaje inne miejsce + możliwość szybkiego rozwiązania umowy najmu/dzierżawy np. za niewłaściwe prowadzenie działalności - chociażby ze szkodą dla pracowników/klientów/gminy/etc.


Działalność prowadzą wzorowo, ale chętnych np. studentów w czasie wakacji do sprzedaży np. lodów, waty cukrowej itd... w atrakcyjnych miejscach turystycznych (np. molo Sopocie) będzie zbyt wielu. Lepiej zorganizować przetarg na zatrudnienie (z wyprzedzeniem czasowym), a przy dużej liczbie chętnych spełniających wymogi przeprowadzać losowania.
Cytat:



Cytat:
np. grupa budowlańców pracowała przy projekcie urbanizacyjnym miasta, w wyniku którego powstało publiczne miejsce, które tu rozważamy pod ewentualna dzierżawę.


To prawda, dlatego najemca/dzierżawca musi dokładać się do czegoś, co powstało z pracy rąk innych osób.


Nie dołoży się, jeśli z działalności nie uzyska zysku/"wartości dodanej" na pracowniku, a temu system ma przeciwdziałać.
Poza tym, dlaczego miałby (gdyby sam pracował) uzyskiwać zysk netto przekraczający wielokrotnie/kilkunastokrotnie wynagrodzenia innych?
Cytat:


Cytat:
System ze spółdzielniami też ma swoje wady.


Oczywiście, nie przeczę. Jednak - pomimo tego - na dłuższą metę pozostają praktycznie jedyną alternatywą dla publicznego w mniej istotnych sektorach gospodarki, ponieważ nie występuje w nich kradzież wartości dodatkowej.


Aby tak było to musiałyby być samowystarczalne (autarkia) bez wymiany handlowej z innymi spółdzielniami.
Cytat:


Cytat:
Pozostaje też problem płatności, jakim pieniądzem należałoby posługiwać się, czy emitowałyby go same spółdzielnie, czy organ centralny.


Chyba w każdym państwie pieniądz jest emitowany przez organ centralny. Wink


Ceny miałyby odpowiadać kosztom wytworzenia?
Cytat:


Cytat:
Jest też kwestia, produkcji spółdzielni, które nie mają kompletnej informacji o preferencjach konsumentów


Nic nie stoi na przeszkodzie, by zgoda na rozpoczęcie jakiejkolwiek działalności - w tym spółdzielczej - była wydawana tylko po pozytywnej ocenie przedstawionego planu i analizy rynku + udokumentowaniu posiadanych środków. Podmioty skazane na porażkę i psujące rynek w ogóle nie powinny być dopuszczane.


Spółdzielnia miałaby prawo do sprzedaży dóbr po cenach wyższych od kosztów produkcji?
Cytat:


Cytat:
Nawet przy zakazie możliwości posługiwania się pełnomocnictwami, zakazie pełnienia funkcji dyrektorsko-kierowniczych przez innych, ci inni będą korzystać z osiągnięć technicznych.


Ów kombinator nie robiłby tego za darmo, więc pojawiłoby się pytanie o opłacalność takiego procederu dla stojących niżej - prawnego właściela + zatrudnionych, którzy mogliby wybrać spółdzielnię albo sektor publiczny.


Jeśli taki prawny właściciel mógł sprzedawać towary z zyskiem, to im więcej ukrytych działalności 'współpracujących prawnych właścicieli", tym większa opłacalność dla kombinatora.
Cytat:


Cytat:
Natomiast nie stanowiłby przeszkód dla osób, które wykorzystywałyby go drogą niezbyt legalnego nacisku na potencjalnych właścicieli.


Niestety, inicjatywa prywatna tradycyjnie wymaga rozbudowanego aparatu kontroli, co przeczy liberalnym bajkom o tzw. "państwie minimum". Razz Z tego względu, ograniczenie biurokracji = ograniczenie sektora prywatnego. Wink


Tak, uczciwa konkurencja domagałaby się kontroli konkurencji Wink
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:02, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Niemieckie i amerykańskie koncerny finansowe grożą Polsce. Poszło o ustawę o pomocy "frankowiczom" 25.08.2015

Commerzbank podał w komunikacie, że wprowadzenie ustawy w życie naruszy umowę Polski i Niemiec w sprawie popierania i wzajemnej ochrony inwestycji.

"W razie przyjęcia ustawy Commerzbank AG rozważy podjęcie dalszych kroków i działań prawnych, zgodnie z postanowieniami wskazanej umowy" - podano między innymi w komunikacie.

W oświadczeniu Commerzbank (kontrolujący między innym mBank) stwierdził, że rząd polski zachęcał banki do udzielania kredytów walutowych, co miało być środkiem wsparcia dla polityki mieszkaniowej władz. Według komunikatu, projekt ustawy lekceważy prawa i obowiązki wynikające z umów kredytów hipotecznych, denominowanych w walutach obcych, uzgodnione między mBankiem a kredytobiorcami.

W podobnym tonie wydała oświadczenie amerykańska grupa General Electric, właściciel między innymi banku BPH. Podała w oświadczeniu, że zamierza dochodzić pełnej rekompensaty za wszelkie szkody spowodowane przyjęciem ustawy o restrukturyzacji walutowych kredytów mieszkaniowych.

Oprac. Mad, forsal.pl
http://rebelya.pl/post/8769/niemieckie-i-amerykanskie-koncerny-finansowe-gr

Cytat:
"Der Spiegel": Deutsche Bank podejrzany o pranie brudnych pieniędzy z Rosji 17.08.2015

Największa niemiecka instytucja finansowa jest podejrzana o pomaganie rosyjskim klientom w praniu brudnych pieniędzy.
Pomoc miała polegać w umożliwieniu zakupu akcji za ruble w Rosji i w ich niemal równoczesnej sprzedaży w Wielkiej Brytanii za dolary. Tygodnik ocenia skalę tych transakcji na sześć miliardów dolarów.
http://rebelya.pl/post/8730/der-spiegel-deutsche-bank-podejrzany-o-pranie-b
Szerzej:
Cytat:
Deutsche Bank pomagał Rosjanom prać brudne pieniądze? Rusza śledztwo



Największy niemiecki instytut finansowy jest podejrzany o pomaganie rosyjskim klientom w praniu brudnych pieniędzy - pisze niemiecka gazeta "Der Spiegel". Śledztwo prowadzą instytucje ścigania i kontroli finansowej z Rosji, USA i Wielkiej Brytanii.

Jak podał "Der Spiegel", Deutsche Bank miał rzekomo pomagać rosyjskim klientom w zakupie akcji za ruble w Rosji i w ich niemal równoczesnej sprzedaży w Wielkiej Brytanii za dolary.

Wydawany w Hamburgu tygodnik zaznacza, że za pomocą takich "zwierciadlanych transakcji" mogło dochodzić do prania brudnych pieniędzy i lokowania ich za granicą. Redakcja ocenia skalę tych transakcji na sześć miliardów dolarów.

W minionych latach przeprowadzono setki takich operacji finansowych, a partnerami Deutsche Bank w tych interesach w Moskwie i Londynie byli często ci sami partnerzy. - Taka sytuacja musiała wydać się bankierom podejrzana - powiedział "Spieglowi" specjalista od transakcji finansowych.

Ponieważ podejrzane transakcje zawieszono dopiero na początku tego roku, Deutsche Bank podejrzany jest też o naruszenie przepisów dotyczących sankcji nałożonych przez Zachód na Rosję w związku z konfliktem na Ukrainie.
"Der Spiegel" zaznacza, że śledztwo znajduje się "w początkowej fazie". W wyjaśnianiu afery bierze udział ministerstwo sprawiedliwości USA, brytyjski nadzór finansowy, kontrolerzy bankowi z Nowego Jorku oraz instytucje nadzoru finansowego z Rosji i Niemiec. Strona rosyjska zarzuca ponadto bankowi pomoc w wyprowadzaniu rosyjskiego kapitału za granicę.

Wśród osób, które mogą zostać pociągnięte do odpowiedzialności, redakcja wymienia Stephana Leithnera - członka zarządu Deutsche Bank odpowiedzialnego za Europę, będącego równocześnie szefem rady nadzorczej jego rosyjskiej filii. Niemieccy dziennikarze odnotowali, że Leithner uczestniczył dwa miesiące temu w zorganizowanym przez prezydenta Władimira Putina w Petersburgu międzynarodowym forum gospodarczym, zbojkotowanym przez kraje zachodnie.

"Der Spiegel" podkreśla, że skandal z transakcjami w Rosji będzie pierwszym sprawdzianem dla nowego szefa Deutsche Bank Johna Cryana. Brytyjczyk objął 1 lipca kierownictwo największego niemieckiego banku.
http://www.money.pl/banki/wiadomosci/art.....80910.html
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 22:09, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Ustalenie wysokości/wartości widełek płac w referendum to w pełni demokratyczny i bezpośredni sposób.


Najlepiej, gdy szczegółowe dla każdego przedsiębiorstwa byłyby ustalane osobno.

Cytat:
Zostaje dyskryminacja innych, którzy nie mogą zająć terenu już zajętego, a nie godzą się np. na teren odległy i w surowszym klimacie, czy też odległy od np. Mazur.


Wydaje mi się, że Polsce nie grozi niedobór ziemi. Wink

Cytat:
Najlepiej, gdy własność ziemi pozostaje publiczna


Tak twierdzę od samego początku.

Cytat:
Problem rozwiązałaby inna hierarchia podejmowania decyzji, Zamiast braku wpływu na wcześniejszą pozytywna decyzje organu publicznego na rzecz kogoś z inicjatywą indywidualną i wynikającą z tego dzierżawą/wynajmem, zgłoszenie dużego projektu indywidualnie lub w grupie projektów (jeśli projekt jest mały) do referendum, a rezultatem byłoby wdrożenie, w którym inicjator pracowałby do czasu wdrożenia (np wybudowania obiektu/zakładu), a później pracowników zatrudniano by poprzez przetargi zatrudnieniowe


Pomysł bardzo fajny, ale i tak "poszkodowanymi" będą uważać się spóźnialscy.

Cytat:
. Stąd nie dzielimy tego co wytworzyła spółdzielnia, a płacimy znaną wartość wynagrodzenia


Jeśli spółdzielnie miałyby zajmować się tylko drobną działalnością, to nie sądzę, by były w stanie osiągać zyski pozwalające na opisany przez Ciebie scenariusz. Na wszelki wypadek nie zaszkodziłoby prawnie uniemożliwić ich samolubną działalność (nadwyżki na użytek wspólny), chociaż w zdecydowanej większości przypadków byłby to raczej martwy zapis.

Cytat:
Zapewne taka forma spółdzielni byłaby niezbyt atrakcyjna i jej produkcje przejąłby zakład publiczny.


W wielu przypadkach tak, ale nie w każdym. Spółdzielnia wydaje się być atrakcyjną alternatywą dla prywatnych działalności, które jednocześnie nie wymagają dużych nakładów kapitału oraz charakteryzują się relatywnie niską rentownością. W modelu prywatnym oznacza to przedsiębiorstwo ze śmieciowym zatrudnieniem (bo właściciel przecież musi się dorobić), a spółdzielczym stwarza doskonałą możliwość do godnego wynagradzania pracy.

Cytat:
Działalność prowadzą wzorowo, ale chętnych np. studentów w czasie wakacji do sprzedaży np. lodów, waty cukrowej itd... w atrakcyjnych miejscach turystycznych (np. molo Sopocie) będzie zbyt wielu. Lepiej zorganizować przetarg na zatrudnienie (z wyprzedzeniem czasowym), a przy dużej liczbie chętnych spełniających wymogi przeprowadzać losowania


Zgadzam się, ale tłumy chętnych do sezonowych i/lub najprostszych prac oznaczają, że występuje znaczny problem bezrobocia i/lub głodowych płac. Opcja charakterystyczna dla państwa ze zderegulowaną gospodarką, a nie planowym dostępem do edukacji i zatrudnienia, od których należałoby zacząć.

Cytat:
Nie dołoży się, jeśli z działalności nie uzyska zysku/"wartości dodanej" na pracowniku


Opłacenie/utrzymanie pomieszczeń zalicza się do kosztów.

Poza tym, zdroworozsądkowe państwo powinno nakazywać posiadanie odpowiednich funduszy na rozpoczęcie działalności, w tym pokrycie kosztów (z góry za początkowy okres!) wynajmu/dzierżawy, mediów, niezbędnego wyposażenia/środków produkcji oraz wynagrodzeń dla wszystkich spółdzielców/zatrudnionych.

Jeśli nic nie będzie wskazywać na dobrą kondycję spółdzielni/przedsiębiorstwa, to spotka się ona z odmową przedłużenia najmu/dzierżawy i likwidacją. Zresztą, ogromnie wątpliwe, by ktokolwiek trwał przy tonącym okręcie, mając możliwość podjęcia pracy w publicznym. Wink

Cytat:
Poza tym, dlaczego miałby (gdyby sam pracował) uzyskiwać zysk netto przekraczający wielokrotnie/kilkunastokrotnie wynagrodzenia innych?


Również należę do przeciwników niesprawiedliwego wynagradzania.

Cytat:
Ceny miałyby odpowiadać kosztom wytworzenia?


Byłoby idealnie.

Cytat:
Spółdzielnia miałaby prawo do sprzedaży dóbr po cenach wyższych od kosztów produkcji?


Dominacja uspołecznionego (zwłaszcza) handlu eliminuje problem cen oderwanych od kosztów produkcji.

Przykładowo - spółdzielcy-browarnicy musieliby zjechać do kosztów produkcji, jeśli przyszłoby im konkurować z państwowymi browarami albo zwyczajnie pożegnać się z interesem. Analogicznie - istnienie rozbudowanej sieci stołówek szkolnych/uczelnianych/pracowniczych + barów mlecznych musi spowodować wymierne ograniczenie cen w reszcie gastronomii.

Dlatego uważam, że system najbardziej zbliżony do uczciwego może pozwalać na istnienie spółdzielni w niektórych sektorach. Prywatne przedsiębiorstwa odpadają z miejsca, ponieważ zjazd cenowy odbywa się w nich kosztem co najmniej zatrudnionych (takich raczej brakowałoby, gdyby mogli wybrać lepszą opcjęRazz) albo społeczeństwa.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 23:23, 25 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
Cytat:
Ustalenie wysokości/wartości widełek płac w referendum to w pełni demokratyczny i bezpośredni sposób.


Najlepiej, gdy szczegółowe dla każdego przedsiębiorstwa byłyby ustalane osobno.


Zróżnicowane destabilizowały cały system gospodarczy.
Ustalenie w uniwersalnych jednostkach (jednostki procentowe ogólnej zdolności produkcyjnej) tylko upraszcza sprawy zapotrzebowania, zatrudniania, konkurowania pracowników płacami, referendalne wybieranie projektów z przypisanym zasobem tych jednostek itd...
Cytat:


Cytat:
Zostaje dyskryminacja innych, którzy nie mogą zająć terenu już zajętego, a nie godzą się np. na teren odległy i w surowszym klimacie, czy też odległy od np. Mazur.


Wydaje mi się, że Polsce nie grozi niedobór ziemi. Wink


Granice to dyskryminacja co do miejsca urodzenia, więc różnie może być z preferencjami innych. Smile
Cytat:


Cytat:
Najlepiej, gdy własność ziemi pozostaje publiczna


Tak twierdzę od samego początku.


Dzierżawę/wynajem ziemi też można zarzucić.
Cytat:


Cytat:
Problem rozwiązałaby inna hierarchia podejmowania decyzji, Zamiast braku wpływu na wcześniejszą pozytywna decyzje organu publicznego na rzecz kogoś z inicjatywą indywidualną i wynikającą z tego dzierżawą/wynajmem, zgłoszenie dużego projektu indywidualnie lub w grupie projektów (jeśli projekt jest mały) do referendum, a rezultatem byłoby wdrożenie, w którym inicjator pracowałby do czasu wdrożenia (np wybudowania obiektu/zakładu), a później pracowników zatrudniano by poprzez przetargi zatrudnieniowe


Pomysł bardzo fajny, ale i tak "poszkodowanymi" będą uważać się spóźnialscy.


Spóźniony projekt przejdzie do kolejnego czasowego okienka referendalnego. A podstaw systemu należałoby uczyć już w szkole podstawowej na zajęciach "decydowanie obywatelskie".
Cytat:


Cytat:
. Stąd nie dzielimy tego co wytworzyła spółdzielnia, a płacimy znaną wartość wynagrodzenia


Jeśli spółdzielnie miałyby zajmować się tylko drobną działalnością, to nie sądzę, by były w stanie osiągać zyski pozwalające na opisany przez Ciebie scenariusz. Na wszelki wypadek nie zaszkodziłoby prawnie uniemożliwić ich samolubną działalność (nadwyżki na użytek wspólny), chociaż w zdecydowanej większości przypadków byłby to raczej martwy zapis.


Tu byłoby pole do nadużyć w postaci pozycji straty nadzwyczajne, niewielkie, ale np. dodatkowe 3-5% kosztów produkcji, to już coś uzbiera się, nawet drugie tyle co zysk netto.
Cytat:


Cytat:
Zapewne taka forma spółdzielni byłaby niezbyt atrakcyjna i jej produkcje przejąłby zakład publiczny.


W wielu przypadkach tak, ale nie w każdym. Spółdzielnia wydaje się być atrakcyjną alternatywą dla prywatnych działalności, które jednocześnie nie wymagają dużych nakładów kapitału oraz charakteryzują się relatywnie niską rentownością. W modelu prywatnym oznacza to przedsiębiorstwo ze śmieciowym zatrudnieniem (bo właściciel przecież musi się dorobić), a spółdzielczym stwarza doskonałą możliwość do godnego wynagradzania pracy.


Powiedzmy, że alternatywą w okresie przejściowym do kolejnego wyższego organizacyjnie stadium systemu publicznego.
Cytat:


Cytat:
Działalność prowadzą wzorowo, ale chętnych np. studentów w czasie wakacji do sprzedaży np. lodów, waty cukrowej itd... w atrakcyjnych miejscach turystycznych (np. molo Sopocie) będzie zbyt wielu. Lepiej zorganizować przetarg na zatrudnienie (z wyprzedzeniem czasowym), a przy dużej liczbie chętnych spełniających wymogi przeprowadzać losowania


Zgadzam się, ale tłumy chętnych do sezonowych i/lub najprostszych prac oznaczają, że występuje znaczny problem bezrobocia i/lub głodowych płac. Opcja charakterystyczna dla państwa ze zderegulowaną gospodarką, a nie planowym dostępem do edukacji i zatrudnienia, od których należałoby zacząć.


Zwróciłem uwagę na studentów. Ale to może dotyczyć też emerytów, niepełnosprawnych, czy urlopowiczów, którzy chcieliby sobie dodatkowo dorobić.
Cytat:


Cytat:
Nie dołoży się, jeśli z działalności nie uzyska zysku/"wartości dodanej" na pracowniku


Opłacenie/utrzymanie pomieszczeń zalicza się do kosztów.

Poza tym, zdroworozsądkowe państwo powinno nakazywać posiadanie odpowiednich funduszy na rozpoczęcie działalności, w tym pokrycie kosztów (z góry za początkowy okres!) wynajmu/dzierżawy, mediów, niezbędnego wyposażenia/środków produkcji oraz wynagrodzeń dla wszystkich spółdzielców/zatrudnionych.

Jeśli nic nie będzie wskazywać na dobrą kondycję spółdzielni/przedsiębiorstwa, to spotka się ona z odmową przedłużenia najmu/dzierżawy i likwidacją. Zresztą, ogromnie wątpliwe, by ktokolwiek trwał przy tonącym okręcie, mając możliwość podjęcia pracy w publicznym. Wink


Wartość dzierżawy, uwzględniająca wartość pracy tzw. budowlańców - urbanistów, mogłaby sprawić, że na starcie przedsięwzięcie byłoby nieopłacalne (okres przejściowy systemu).
Jeśli organ centralny drukowałby zbyt mało pieniędzy, to ogólna rentowność sektora publicznego i tzw. spółdzielczego była niska i systemowo prowadziłaby to do plajt.
Cytat:


Cytat:
Poza tym, dlaczego miałby (gdyby sam pracował) uzyskiwać zysk netto przekraczający wielokrotnie/kilkunastokrotnie wynagrodzenia innych?


Również należę do przeciwników niesprawiedliwego wynagradzania.


Tylko, że ta nadwyżka byłaby osiągana ze znacznej różnicy między cenami sprzedaży a jednostkowymi kosztami produkcji. Gdyby sektor publiczny (w okresie przejściowym) sprzedawałby towary z zerową rentownością, to dopiero wtedy miałby małą sprzedaż i mały zysk netto.
Cytat:


Cytat:
Ceny miałyby odpowiadać kosztom wytworzenia?


Byłoby idealnie.


Bezproblemowo osiągane przy nowej formie pieniądza - jednostek procentowych, gdzie cena byłaby jednocześnie kosztem (tzw. pieniądz jednotransakcyjny, który istnieje tylko do momentu, w którym dobro zostało wyprodukowane i czeka na odbiór (zdolność produkcyjna zamienia się w towar/usługę).
Cytat:


Cytat:
Spółdzielnia miałaby prawo do sprzedaży dóbr po cenach wyższych od kosztów produkcji?


Dominacja uspołecznionego (zwłaszcza) handlu eliminuje problem cen oderwanych od kosztów produkcji.

Przykładowo - spółdzielcy-browarnicy musieliby zjechać do kosztów produkcji, jeśli przyszłoby im konkurować z państwowymi browarami albo zwyczajnie pożegnać się z interesem. Analogicznie - istnienie rozbudowanej sieci stołówek szkolnych/uczelnianych/pracowniczych + barów mlecznych musi spowodować wymierne ograniczenie cen w reszcie gastronomii.

Dlatego uważam, że system najbardziej zbliżony do uczciwego może pozwalać na istnienie spółdzielni w niektórych sektorach. Prywatne przedsiębiorstwa odpadają z miejsca, ponieważ zjazd cenowy odbywa się w nich kosztem co najmniej zatrudnionych (takich raczej brakowałoby, gdyby mogli wybrać lepszą opcjęRazz) albo społeczeństwa.


W okresie przejściowym do wyżej zintegrowanego systemu (gdy jeszcze nie zostałyby w pełni odtworzone publiczne przedsiębiorstwa/publiczne zdolności produkcyjne), spółdzielnie mogłyby istnieć
W dłuższym okresie czasu ich istnienie naruszałoby zasadę dyskryminacji zajmowanego miejsca, wszak np. inne spółdzielnie, czy też grupa ludzi chcąca założyć spółdzielnie również rościłaby sobie prawo do danego miejsca prowadzenia działalności spółdzielni.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Kaczafi




Dołączył: 04 Lis 2014
Posty: 855
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 13:44, 26 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Zróżnicowane destabilizowały cały system gospodarczy.


Osobiście proponowałbym odgórne widełki, które byłyby indywidualnie dostosowywane do konkretnych przedsiębiorstw ze względu na specyfikę pracy. Istnieją przecież takie, w których wszyscy wykonują prawie jednakową robotę, więc widoczne rozpiętości zarobków są w nich nieuzasadnione. Natomiast sytuacja wygląda inaczej, gdy w grę wchodzą stanowiska skazane min. na niekorzystne, obciążające organizm, warunki pracy czy dużą odpowiedzialność.

Cytat:
A podstaw systemu należałoby uczyć już w szkole podstawowej na zajęciach "decydowanie obywatelskie".


Świetny pomysł.

Cytat:
Tu byłoby pole do nadużyć w postaci pozycji straty nadzwyczajne, niewielkie, ale np. dodatkowe 3-5% kosztów produkcji, to już coś uzbiera się, nawet drugie tyle co zysk netto.


Teoretycznie tak, ale kombinacje w rywalizacji z sektorem publiczym - korzystającym z efektu skali - raczej nie stwarzają dogodnych warunków do nadużyć.

Cytat:
Powiedzmy, że alternatywą w okresie przejściowym do kolejnego wyższego organizacyjnie stadium systemu publicznego.


Zgoda.

Cytat:
Ale to może dotyczyć też emerytów, niepełnosprawnych, czy urlopowiczów, którzy chcieliby sobie dodatkowo dorobić.


Zdecydowanie lepiej, gdyby tego typu proste i sezonowe prace dotyczyły przede wszystkim tych, którzy chcą zająć się nimi samodzielnie. Ewentualnie uczących się, którzy jeszcze nie zdobyli wystarczających kwalifikacji, by nabierać doświadczenia zawodowego. Emeryci i niepełnosprawni powinni cieszyć się na tyle godnymi świadczeniami, by nie musieć odejmować sobie od ust i dorabiać na boku. Trwała obecność takich osób na rynku pracy skutkuje zaniżeniem stawek.

Cytat:
Wartość dzierżawy, uwzględniająca wartość pracy tzw. budowlańców - urbanistów, mogłaby sprawić, że na starcie przedsięwzięcie byłoby nieopłacalne (okres przejściowy systemu).


Jeśli plan pokrycia kosztów zostałby ograniczony do jednej i/lub okresowej działalności, to na pewno. Należałoby więc rozplanować zwrot w określonym czasie albo ograniczyć się do obiektów użyteczności publicznej.

Cytat:
Tylko, że ta nadwyżka byłaby osiągana ze znacznej różnicy między cenami sprzedaży a jednostkowymi kosztami produkcji. Gdyby sektor publiczny (w okresie przejściowym) sprzedawałby towary z zerową rentownością, to dopiero wtedy miałby małą sprzedaż i mały zysk netto.


Jeśli kosztami produkcji uznamy :

- płace (zakładamy ustalone wynagrodzenia)
- półprodukty/surowce/etc.
- woda/energia/gaz/etc.
- transport + dystrybucja
- wynajem/dzierżawę
- utrzymanie pomieszczeń
- utrzymanie środków produkcji
- zadatek na dalszy rozwój

to cena sprzedaży wcale nie musi od nich odbiegać. Chociaż taki scenariusz miałby realne szanse bezproblemowego wdrożenia przede wszystkim w sektorze publicznym z uspołecznionym handlem. Spółdzielnie raczej wykruszyłyby się na dłuższą metę ze względu na brak możliwości skorzystania z efektu skali.
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 16:09, 26 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Kaczafi napisał:
Cytat:
Zróżnicowane destabilizowały cały system gospodarczy.


Osobiście proponowałbym odgórne widełki, które byłyby indywidualnie dostosowywane do konkretnych przedsiębiorstw ze względu na specyfikę pracy. Istnieją przecież takie, w których wszyscy wykonują prawie jednakową robotę, więc widoczne rozpiętości zarobków są w nich nieuzasadnione. Natomiast sytuacja wygląda inaczej, gdy w grę wchodzą stanowiska skazane min. na niekorzystne, obciążające organizm, warunki pracy czy dużą odpowiedzialność.


Ogólne widełki przyjęte w referendum załatwiają problemy roszczeniowe, ponieważ obywatele sami ustalają je na dany okres czasu (referendum rangi konstytucyjnej ).
Wystarczy, że zróżnicowanie wynagrodzeń będzie zależało od ofert samych pracowników w odpowiedzi na przetarg na zatrudnienie.
Jeśli przetarg dotyczy np. 10 wakatów, a zgłoszeń będzie 50, to zapewne wśród nich pojawi się 10 ofert z minimalnym wynagrodzeniem równym dolnemu pułapowi widełek.
Konkurencja wysokością płac pracowników sama pozwoli na ustalenie takiego samego wynagrodzenia za jednakową robotę (takie same stanowiska pracy/normy pracy).
Przy stanowiskach uciążliwych dla zdrowia oferentów będzie mało, a ci co zgłoszą swoją mogą zgłosić zaproponują wynagrodzenie bliższe górnemu pułapowi widełek.
Nadmienić trzeba, że zgłaszane zapotrzebowanie na dobra (potrzeby ludzi są większe niż możliwości ich zaspokojenia) wytworzy sytuacje, gdy ofert zatrudnienia w przetargach będzie sumarycznie więcej niż samych kandydatów na zatrudnienie. Wystąpi gradacja wynagrodzeń od tych minimalnych na stanowiskach lekkich po wyższe wynagrodzenia na stanowiskach cięższych, ponieważ tych ostatnich będzie więcej niż pozostałych wolnych osób bez pracy.

Cytat:

Cytat:
Tu byłoby pole do nadużyć w postaci pozycji straty nadzwyczajne, niewielkie, ale np. dodatkowe 3-5% kosztów produkcji, to już coś uzbiera się, nawet drugie tyle co zysk netto.


Teoretycznie tak, ale kombinacje w rywalizacji z sektorem publiczym - korzystającym z efektu skali - raczej nie stwarzają dogodnych warunków do nadużyć.

Efekt skali nie musi wystąpić w małych skupiskach ludności, przy drobnych usługach/towarach, gdzie jednostkowy koszt zmienny jest wielokrotnie większy niż jednostkowy koszt stały.

W systemie zamówieniowym z jednostkami procentowymi ogólnej zdolności produkcyjnej dominowałyby duże skupiska ludzkie, a w teren rolniczy udawałyby się ekipy/delegacje, które zabierałyby ze sobą to co potrzebne.

Cytat:

Cytat:
Ale to może dotyczyć też emerytów, niepełnosprawnych, czy urlopowiczów, którzy chcieliby sobie dodatkowo dorobić.


Zdecydowanie lepiej, gdyby tego typu proste i sezonowe prace dotyczyły przede wszystkim tych, którzy chcą zająć się nimi samodzielnie. Ewentualnie uczących się, którzy jeszcze nie zdobyli wystarczających kwalifikacji, by nabierać doświadczenia zawodowego. Emeryci i niepełnosprawni powinni cieszyć się na tyle godnymi świadczeniami, by nie musieć odejmować sobie od ust i dorabiać na boku. Trwała obecność takich osób na rynku pracy skutkuje zaniżeniem stawek.


Gdy w systemie po okresie przejściowym zostaną generowane zamówienia obywateli przewyższające możliwości produkcji, to przedsiębiorstwa będą chłonąć każdego zdolnego do pracy i po ukończeniu kształcenia, wówczas w części zamówień, które nie wymagają pełnej zdolności do pracy, mogą odbywać się przetargi na zatrudnienie, które nie wykluczałyby emerytów i niepełnosprawnych. Przy czym motywacją tych grup nie byłyby niskie świadczenia, a znacznie wyższe aspiracje zaspokajania potrzeb.
(Np. przy świadczeniu 60% wcześniejszych wynagrodzeń i nie niższym np. niż minimalne świadczenie jako % minimalnego wynagrodzenia {np. 80% dolnej wartości widełek wynagrodzeń} ustalanego w referendum niewykluczone, że wielu chciałoby przez pewien czas mieć więcej, tyle co ostatnio zarabiali lub więcej niż dolne widełki wynagrodzeń, czyli więcej niż zarabiałyby osoby zdolne do pracy).
Zaniżania stawek przy większym zapotrzebowaniu na pracowników, niż osób zdolnych do pracy, nie będzie. Większa oferta miejsc pracy wchłonie i tą dodatkowa grupę dorabiających okresowo emerytów i niepełnosprawnych, czy też studentów i nawet osób prawnie przebywających na urlopach.


Cytat:

Cytat:
Wartość dzierżawy, uwzględniająca wartość pracy tzw. budowlańców - urbanistów, mogłaby sprawić, że na starcie przedsięwzięcie byłoby nieopłacalne (okres przejściowy systemu).


Jeśli plan pokrycia kosztów zostałby ograniczony do jednej i/lub okresowej działalności, to na pewno. Należałoby więc rozplanować zwrot w określonym czasie albo ograniczyć się do obiektów użyteczności publicznej.

Cytat:
Tylko, że ta nadwyżka byłaby osiągana ze znacznej różnicy między cenami sprzedaży a jednostkowymi kosztami produkcji. Gdyby sektor publiczny (w okresie przejściowym) sprzedawałby towary z zerową rentownością, to dopiero wtedy miałby małą sprzedaż i mały zysk netto.


Jeśli kosztami produkcji uznamy :

- płace (zakładamy ustalone wynagrodzenia)
- półprodukty/surowce/etc.
- woda/energia/gaz/etc.
- transport + dystrybucja
- wynajem/dzierżawę
- utrzymanie pomieszczeń
- utrzymanie środków produkcji
- zadatek na dalszy rozwój

to cena sprzedaży wcale nie musi od nich odbiegać. Chociaż taki scenariusz miałby realne szanse bezproblemowego wdrożenia przede wszystkim w sektorze publicznym z uspołecznionym handlem. Spółdzielnie raczej wykruszyłyby się na dłuższą metę ze względu na brak możliwości skorzystania z efektu skali.


Finansowe koszty produkcji w końcowym efekcie zawierają wyłącznie finansowe koszty wynagrodzeń (przy wycenie kosztów bez naliczania zysku przy odsprzedaży). Przykładowo wydobycie surowców, wytwarzanie paliwa, dostawa wody, transport towarów, wymiana części w środkach produkcji, badania nad usprawnianiem dóbr,, ochrona i ogrzewanie pomieszczeń, wiąże się z angażowaniem ludzkiej pracy i ponoszeniem kosztów wynagrodzeń.
Nieco inaczej jest z już powstałymi obiektami, których budowniczy już otrzymali wynagrodzenia z tytułu ich wybudowania. W tym przypadku każdy powinien mieć równy dostęp do nich, przy dużej liczbie chętnych decydowałoby losowanie. Jeśli korzystanie z nich wiąże się ze zużyciem energii, wody, gazu, to koszt ich nie jest kosztem wynajmu/dzierżawy. Można poddać pod referendum, czy ewentualne opłaty za wynajem/dzierżawę wprowadzić i jakiej wielkości procentowej kosztu wytworzenia obiektu, który pomniejszałby konsumpcje wynajmującego/dzierżawcy.

W okresie przejściowym, przy braku drukowania pieniędzy w ilości przekraczającej pokrycie ujemnych przepływów cash flow w sektorze publicznym, spółdzielnie w zasadzie systemowo nie mogłyby osiągać zysku, jeśli sektor publiczny nie mógłby osiągać strat pieniężnych.
Przykładowo część pracowników sektora publicznego zostałaby nakłoniona reklamą/perswazją spółdzielni do nabycia ich wyrobów (w cenie zawierającej zysk pieniężny), wówczas ich środki (w najmniejszym stopniu do wysokości zysku spółdzielni) nie wróciłyby do sektora publicznego w sposób przewidziany przez planistów (na konsumpcje określonych wyrobów), bo spółdzielnie zyski przeznaczą na inwestycje, na zakupy towarów w innych spółdzielniach, będą oszczędzać, sami członkowie spółdzielni mogą zatrzymywać pieniądze w celu zakupu dóbr luksusowych, których zakupu nie przewidywali planiści w przypadku pracownika sektora publicznego, ponieważ jego wynagrodzenie nie pozwoliłoby na tworzenie tak dużych oszczędności w tym samym okresie co udziałowców spółdzielni.
Sektor publiczny nie sprzedałby części towarów, które psują się, zanotowałby stratę pieniężną, tylko dlatego, że środki na ich potencjalny zakup przez pracowników tego sektora znalazłyby się w rekach członków spółdzielni.
Tak pieniężne straty sektora publicznego miałyby genezę powstania w pieniężnych zyskach spółdzielni.
Tak bywa w procesach gospodarczych, gdy pieniądzem jest środek, który może uczestniczyć w wielu transakcjach (pieniądz wielotransakcyjny).
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
WZBG




Dołączył: 05 Paź 2008
Posty: 3598
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 20:36, 26 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Puls Biznesu z dnia 10.08.2015 r.

Artykuł zawiera konkluzje na temat traktowania zarzutu o naruszeniu tajemnicy przedsiębiorstwa, jako sposobu na ograniczenie konkurencji.


Po kliknięciu w artykuł większa rozdzielczość.


http://pankowska.com.pl/category/nieuczciwa-konkurencja/

Odniesienie artykułu do:
Cytat:

Sąd Apelacyjny uchyla zabezpieczenie w sprawie o rzekome naruszenie tajemnicy przedsiębiorstwa 26 czerwca 2015 Aneta Pankowska



Zgodnie z art. 11 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji, czynem nieuczciwej konkurencji jest przekazanie, ujawnienie lub wykorzystanie cudzych informacji stanowiących tajemnicę przedsiębiorstwa albo ich nabycie od osoby nieuprawnionej, jeżeli zagraża to lub narusza interes przedsiębiorcy. Regulację tę stosuje się m.in. do osoby, która świadczyła pracę na podstawie stosunku pracy lub innego stosunku prawnego.

W stanie faktycznym jednej ze spraw, rozstrzyganych przez Sąd Okręgowy w Warszawie, współpracownicy pewnej spółki postanowili założyć przedsięwzięcie konkurencyjne, a przy jego zakładaniu wymieniali między sobą pewne informacje dotyczące swojej macierzystej spółki. Były pracodawca zarzucił im, że wykorzystali tajemnicę przedsiębiorstwa przy tworzeniu konkurencyjnego podmiotu, ułatwiając mu rynkowy start, a zarazem wyrządzając byłemu pracodawcy szkodę (w związku z utratą jednego z kontrahentów).

Sąd uznał roszczenia powoda za uprawdopodobnione oraz udzielił zabezpieczenia roszczenia majątkowego (poprzez zajęcie wierzytelności z kont bankowych). Sąd nie wyjaśnił motywów swojego działania – wydaje się jednak, że to, iż pozwani wymieniali między sobą informacje dotyczące powoda, wystarczyło do uznania przez Sąd, że naruszyli oni tajemnicę jego przedsiębiorstwa.

W postępowaniu zażaleniowym pozwani (reprezentowani od pewnego momentu przeze mnie) podnieśli, że Sąd nie ocenił wagi oraz znaczenia wymienianych informacji pod kątem możliwości uznania ich za tajemnicę przedsiębiorstwa, a także całkowicie pominął twierdzenia oraz dowody przytaczane przez pozwanych. Tymczasem informacje, dotyczące powoda, które znalazły się w korespondencji pozwanych, są publicznie dostępne za pomocą innych źródeł i/lub nie posiadają wartości gospodarczej (informacje o charakterze archiwalnym lub pozbawione znaczenia informacji wrażliwych), a przede wszystkim powód zaniechał podjęcia jakichkolwiek działań, polegających na wskazaniu pracownikom/współpracownikom katalogu informacji, które powód chce chronić, jak też nie podjął działań w celu zachowania ich w poufności.

Sąd Apelacyjny postanowieniem z dn. 07.05.2015 (sygn. akt: VI Acz 15/15) uchylił postanowienie w sprawie zabezpieczenia oraz przekazał sprawę do ponownego rozpoznania. Sąd Apelacyjny zarzucił, że Sąd Okręgowy w istocie nie dokonał oceny żadnej z przesłanek koniecznych do udzielenia zabezpieczenia, tj. uprawdopodobnienia roszczenia oraz interesu prawnego w uzyskaniu zabezpieczeniu. Ponadto nie uwzględnił twierdzeń oraz dowodów pozwanych, dając bezkrytyczną wiarę twierdzeniom powoda.

Mam nadzieję, że Sąd rozpoznając sprawę ponownie, rzetelnie zbada zaoferowany przez strony materiał dowodowy oraz dokona prawidłowej oceny, czy w sprawie w istocie mogło dojść do ujawnienia czy wykorzystania tajemnicy przedsiębiorstwa. Nie można bowiem zakładać, że wymiana jakichkolwiek informacji o przedsiębiorstwie oznacza automatycznie przekazanie informacji, stanowiących tajemnicę przedsiębiorstwa. Obowiązku rzetelnej oceny całego materiału dowodowego nie uchyla przecież okoliczność, że mamy do czynienia z postępowaniem zabezpieczającym, zwłaszcza w sytuacji, kiedy sąd w ramach zabezpieczenia stosuje dotkliwe środki uniemożliwiające, a co najmniej znacznie utrudniające, pozwanym normalne funkcjonowanie.
Cytat:
http://pankowska.com.pl/sad-apelacyjny-u.....ebiorstwa/
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Monty




Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 120
Post zebrał 0 sat

PostWysłany: 10:24, 28 Sie '15   Temat postu: Odpowiedz z cytatem

Neoliberalizm wprowadził zachodnie gospodarki na ścieżkę samozniszczenia



Korporacje w majestacie prawa mogą kupować sobie wybory oraz rządy. Mówię to poważnie jako emerytowany waszyngtoński insider – ostrzega Paul Craig Roberts, amerykański ekonomista uważany za jednego z architektów reaganomiki.

Będzie pan przepraszał za Ronalda Reagana i jego reaganomikę?

Nie. Ale jest mi bardzo wstyd z powodu tego, co wydarzyło się potem.

To znaczy?

Wstyd mi za neoliberalizm. Ten niewiarygodnie patologiczny kult wolnego rynku, który wprowadził zachodnie gospodarki, w tym USA, na ścieżkę samozniszczenia.

Chwileczkę! Przecież to nie kto inny, tylko Ronald Reagan był ojcem neoliberalizmu! Pan jako jeden z jego najbliższych współpracowników powinien to chyba wiedzieć najlepiej.

Ronald Reagan był ojcem reaganomiki. Była ona dokładnym przeciwieństwem reform neoliberalnych.

To musi pan sam wyjaśnić, bo nikt mi nie uwierzy, jak zacznę opowiadać, co usłyszałem z ust architekta reaganomiki.

My, reaganowcy, przejmowaliśmy władzę na przełomie lat 70. i 80. Był to moment, w którym przestała działać stosowana od lat 30. keynesowska polityka pobudzania popytu. Ekonomiści i politycy działali dotąd według bardzo prostego schematu: gdy gospodarka zwalniała i pojawiały się problemy z bezrobociem, to oni zajmowali się pobudzaniem popytu. Starali się na przykład, by konsumenci znowu mieli trochę więcej pieniędzy i stymulowali gospodarkę swoimi wydatkami. A gdy gospodarka przyspieszała, powodując ryzyko inflacji, ograniczali popyt.

Aż do momentu, gdy pojawiła się stagflacja. Czyli zabójcza mieszanka recesji, bezrobocia i wysokiej inflacji.

Ten problem trawił Amerykę i Europę przez całe lata 70. Nawet najbardziej zatwardziali keynesiści czuli, że walą głową w mur. Coś musiało się zmienić. A my wymyśliliśmy, na czym ta zmiana ma polegać. To była tzw. rewolucja podażowa.

Czyli?

Już w czasie kampanii wyborczej Reagan powiedział, że problem polega po prostu na tym, iż zbyt wiele dolarów goni za zbyt małą ilością dóbr. I to było bardzo celne stwierdzenie. Bo pokazywało nasz główny cel. To znaczy: dość manipulowania przy popycie. Czas zająć się zwiększaniem podaży.

Co konkretnie zrobiliście?

Zaczęliśmy od podatków osobistych oraz od zysków kapitałowych. Obniżyliśmy wszystkie stawki. Tu nie chodzi tylko o to, by ludzie w sumie płacili mniej. Naszym celem było stworzenie takiej sytuacji, w której opłaca się pracować i produkować więcej niż dotychczas. Bo dotąd każdy dodatkowy dolar był opodatkowany na tyle wysoko, że nie warto było pracować więcej. A jak nie pracowano więcej, to było mniej oszczędności i mniej pieniędzy na inwestycje.

Logiczny wniosek, że taki system promował bierność zamiast pracy i konsumpcję zamiast inwestycji. Więc myśmy tę sytuację odwrócili. Niższe podatki od wyższych dochodów sprawiały, że brak pracy i konsumpcja stały się nagle bardziej kosztowne. A inwestycje bardziej opłacalne. Keynesistom się to nie podobało, ale gdy zobaczyli, że nasza recepta działa, musieli złożyć broń. Bo nagle amerykańska gospodarka ruszyła z miejsca. Pojawiła się też praca. Dobra, solidna praca dla zwyczajnych Amerykanów. A stagflację udało się w końcu przełamać. I to było nasze wielkie zwycięstwo.

Jak dotąd wszystko było, jak rozumiem, w porządku. A czy pamięta pan moment, w którym zauważył pan, że rewolucja podażowa, którą rozpoczęliście w czasach Reagana, skręca w niewłaściwym kierunku?

Kłopoty zaczęły się w momencie upadku Związku Radzieckiego. To była kompletna katastrofa dla amerykańskiej gospodarki.

Nie wierzę. Reaganowiec żałuje zwycięstwa w zimnej wojnie.

Kiedy to prawda! Wraz z upadkiem ZSRR dotychczasowe reguły gry wywróciły się do góry nogami. I nie mówię tu tylko o sytuacji geopolitycznej. Chodzi przede wszystkim o gospodarkę. Chcąc nie chcąc, reszta świata musiała bowiem ugiąć kark przed zwycięzcą. I otworzyć się na zachodni kapitał, udostępniając mu ogromne zasoby swojej niesamowicie taniej siły roboczej. Choćby w komunistycznych Chinach czy socjalistycznych Indiach. Towarzyszyło temu powtarzane jak mantra przekonanie, że nie ma alternatywy dla zachodniego kapitalizmu.

Amerykańskie korporacje musiały z tej okazji skorzystać. Szybko zauważyły, że neoliberalizm daje im niesamowite możliwości maksymalizacji zysków. Czyli również maksymalizacji premii dla najwyższej kadry menedżerskiej. To był bezlitosny proces, bo nawet gdyby amerykański biznes nie chciał uciekać z kraju, to i tak zostałby do tego… zmuszony.

Zmuszony? Przez kogo?

Przez Wall Street. Bo inwestorzy powiedzieli do firm: zobaczcie, tam są niesamowite szanse na krociowe zyski. Nadal ich nie widzicie? To my zaraz pójdziemy do waszych konkurentów i sfinansujemy im przejęcia waszego biznesu. Więc i tak wasze firmy trafią do Chin. Ale już niestety bez was na pokładzie. Więc lepiej zróbcie to, co wam mówimy! Ta presja działała również w branżach, które z pozoru nie podlegają outsourcingowi. Weźmy sieci handlowe takie jak Wall Mart. One mogły postawić swoich dostawców przed dosadnym ultimatum. Stawki w Chinach są takie i takie. Chcecie, żebyśmy zostali z wami? To zbliżcie się do ich poziomu! W ten sposób nakręcał się ten piekielny wyścig do samego dna.

Zaraz, przecież to powinno pana cieszyć! Czy reaganowcy nie twierdzili, że rynek najlepiej alokuje zasoby?

To nie tak. Dla nas rynek nigdy nie był celem samym w sobie. On miał być drogą do osiągnięcia pewnych celów. Już panu mówiłem, że w naszym wypadku tym celem było odtworzenie amerykańskich miejsc pracy, które zabijała stagflacja. Chcieliśmy wprowadzić do gospodarki zasadę, że firmy walczą o uzyskanie przewagi konkurencyjnej. A nie przewagi absolutnej. Powtarzam, to nie miał być wyścig do samego dna!

Jaki był skutek tego wyścigu?

Pamiętam, że przyglądałem się wtedy regularnie miesięcznym statystykom dotyczącym amerykańskiego rynku pracy. I patrzyłem ze zgrozą, jak na moich oczach znikają solidne miejsca pracy w sektorze produkcji, potem w usługach biznesowych, projektowaniu, logistyce, badaniach. Czyli wszystkich tych dziedzinach, w których pracę znajdowali kiedyś absolwenci amerykańskiego systemu edukacyjnego. To przecież były dokładnie te miejsca pracy, o których stworzenie walczyła reaganomika! I to przez nie wiodły tradycyjne ścieżki awansu społecznego w amerykańskim społeczeństwie. A więc to, z czego Ameryka była przez dziesiątki lat taka dumna i na czym opierał się ten słynny „amerykański sen”. Bez nich USA nie są już krajem obietnicy wielkich nieograniczonych możliwości. To się skończyło.

Globalizacja i niczym nieograniczona swoboda kapitału prowadzą więc w prostej konsekwencji do skostnienia relacji społecznych. W praktyce dobrą pracę mogą więc dostać tylko ci, którzy wywodzą się z dobrych rodzin. Natomiast ci na dole z coraz większym prawdopodobieństwem na tym dole pozostaną. Podobnie jak ich potomkowie. Smutne, ale prawdziwe.

A nie jest tak, jak przekonują zwolennicy wolnego rynku? Że globalizacja, owszem, niszczy stary porządek, ale w jego miejsce buduje nowy i lepszy.

Bzdura. Wystarczy rzut oka na statystyki. Owszem, w ciągu ostatnich dwudziestu lat w USA pojawiły się nowe stanowiska pracy. Ale głównie w najsłabiej płatnym segmencie usług. Wśród kelnerów, sprzedawców, barmanów albo sprzątaczek. I owszem, profity z globalizacji też się pojawiły. Ale zgarnął je wyłącznie wielki biznes. A rachunek został wystawiony i przesłany rodzimej sile roboczej. I dlatego wszędzie zasada jest taka sama. Im bardziej neoliberalna gospodarka, tym wyższy poziom bezrobocia.

Według najnowszych statystyk 40 proc. amerykańskiej populacji zarabia mniej niż 40 tys. dol. rocznie. A granica biedy w tym kraju to jakieś 24 tys. 3 proc. populacji w ogóle nie ma pieniędzy na żadne wydatki prócz pokrycia najbardziej podstawowych potrzeb. Oni właściwie nie uczestniczą w obrocie gospodarczym i są na dodatek potężnie zadłużeni. Rosną tylko dochody absolutnie najbogatszych. Tego symbolicznego już jednego procenta. Tylko czy to jest powód do radości w rzekomo najbogatszym i najpotężniejszym gospodarczo kraju na ziemi? Przecież w tej sytuacji nie ma absolutnie żadnych szans na ożywienie gospodarcze. Bo skąd ono ma się wziąć?

Ale tak z ręką na sercu. Kiedy zaczął pan dostrzegać te wszystkie procesy, o których mówimy? Jeszcze przed wybuchem obecnego kryzysu czy już po nim?

Pisałem o tym już w latach 90. Kiedy zacząłem dowodzić, że outsourcing to przekleństwo, pierwszą reakcją były zaprzeczenia. Mówiono, że tak wygląda przyszłość, że trzeba się dostosować i że nie ma alternatywy. Niestety, obecny kryzys tylko potwierdził te czarne scenariusze. Stany Zjednoczone mają dziś najwyższe od lat bezrobocie. A i tak te statystyki są mylące, ponieważ nie biorą pod uwagę ludzi, którzy porzucili poszukiwanie stałej pracy, chwytając się prac dorywczych, niedających im niestety żadnego bezpieczeństwa.

Pytam o kryzys, bo jak się szuka praprzyczyn jego wybuchu, to można znaleźć wiele tropów prowadzących do was, reaganowców. To wy jako pierwsi rzuciliście przecież hasło, że gospodarkę trzeba deregulować.

To, co mieliśmy na myśli, mówiąc o deregulacji, z dzisiejszej perspektywy wydaje się trudne do uwierzenia. Nam chodziło raczej o eliminację tej całej niepotrzebnej papierkowej roboty dla biznesu. Zwłaszcza dla przedsiębiorców drobnych i średnich. Zapewniam pana, że absolutnie ostatnią rzeczą, jakiej chcieliśmy, była deregulacja systemu finansowego. Nie przypominam sobie ani jednej rozmowy na ten temat z czasów, gdy pracowałem w Departamencie Skarbu. Ani jednej! Owszem, były pewne kosmetyczne zmiany (czasowa zmiana tzw. regulacji Q – red.). Ale jedynie jako reakcja na politykę monetarną szefa Fedu Paula Volckera. Jeśli szukać autorów liberalizacji amerykańskiego sektora finansowego, to trop wiedzie tutaj wprost do dwóch nazwisk.

Po pierwsze, demokrata Bill Clinton.

Tak jest! Weźmy słynną ustawę Glassa-Steagalla z lat 30. którą uchwalono po to, żeby ukrócić poziom spekulacji i pokusę nadużycia na rynkach finansowych. W 1999 r. za czasów Clintona to prawo zostało ostatecznie zmienione. Od tamtej pory każdy bank mógł zacząć działać w branży inwestycyjnej i używać depozytów swoich klientów do finansowania nawet bardzo ryzykownej działalności.

A potem nastał republikanin George W. Bush.

I deregulacyjne szaleństwo ruszyło pełną parą. Już na samym początku jego administracja zniosła regulacje derywatów (czyli instrumentów pochodnych, np. kontraktów terminowych albo swapów – red.) znajdujących się w obrocie pozagiełdowym. Potem bushowcy zdecydowali, że w ogóle nie interesuje ich ograniczanie działalności spekulacyjnej. I tak zmienił się świat finansów. Bo jeszcze w latach 80. operacje o charakterze czysto spekulacyjnym szacowane były na jakieś 15 proc. rynku. A dziś w wielu dziedzinach dominują. Kulminacją tej orgii zniszczenia było zniesienie wszelkich ograniczeń dotyczących relacji długu do kapitału. Banki mogły więc lewarować jeszcze bardziej niż dotychczas.

Trudno mi uwierzyć w to, co słyszę. Głównie dlatego, że bushowcy chętnie i często odwoływali się do dziedzictwa Reagana.

Nazywanie polityki bushowskiej kontynuacją reaganomiki to wielkie i nieuprawnione nadużycie. Po pierwsze, bushowcy dopuścili do tego, że z Ameryki uciekły najlepsze miejsca pracy dla klasy średniej, a wszystkie zyski z tego tytułu trafiły do najbogatszych korporacji. W tej sytuacji nie zadziałają już żadne obniżki podatków czy ułatwienia dla przedsiębiorców. I ta banda chciwych republikanów to wiedziała! Po drugie, nawet ich reformy podatkowe były sprzeczne z duchem reaganomiki. Bo oni podatki obniżyli. Ale tylko dla najbogatszych. Twierdząc na dodatek, że to jest ekonomia strony podażowej. Nonsens! Ale największą zbrodnią tamtej administracji była ich durna imperialna polityka zagraniczna.

Sądziłem, że to by się Reaganowi spodobało. Wojna z terroryzmem jako kontynuacja wojny z radzieckim imperium zła.

Dokładnie odwrotnie! Uważam, że nie tylko w gospodarce upadek ZSRR okazał się dla naszego kraju kompletną katastrofą. Brak przeciwwagi doprowadził do tego, że amerykańskie elity polityczne poczuły się po prostu bezkarne. Zaczął się etap hegemonicznej dominacji Stanów Zjednoczonych. Na jej potrzeby wymyślono sobie papierowego wroga w postaci rzekomego terroryzmu islamskiego. Rozdmuchano jego znaczenie, by uzasadnić wiele haniebnych posunięć. To był dramat nie tylko dla nas, ale i dla całego świata. Również dla kilku dużych krajów muzułmańskich. Taka inwazja na Irak nigdy nie miałaby miejsca, gdyby istniał Związek Radziecki.

Wróćmy do gospodarki. Mówi pan o zwycięstwie ideologii wolnorynkowej. Dlaczego właściwie ona wygrała? Dlaczego amerykańskie elity i społeczeństwo uwierzyły, że rynki same się uregulują?

Przyczyna jest prozaiczna. Wielki kapitał, a zwłaszcza sektor finansowy, zainwestował wiele w to, by do globalizacji dorobić opowieść pod tytułem „To jest w interesie każdego z nas. Nikt na niej nie straci, a wszyscy zyskają”.

Jak to zrobili?

Pieniędzmi. Wielki kapitał po prostu kupił sobie amerykańską klasę ekonomiczną. Uczynił z niej swoich lobbystów. Stworzył sieć grantów badawczych, think tanków. Niektórzy ekonomiści przechodzili wręcz do biznesu, zasiadając w zarządach spółek finansowych. Ekonomia w latach 90. i na początku XXI wieku przestała być nauką. Stała się propagandą.

Brzmi to jak jakaś teoria spiskowa.

To nie ma nic wspólnego ze spiskiem. To przejaw degeneracji amerykańskiego życia publicznego. Ameryka stała się państwem lobbingowym.

Lobbing to część demokracji.

Tak. Ale może też przemienić się w jej śmiertelne zagrożenie. W USA kampanie wyborcze są finansowane z datków prywatnych. Kilka lat temu Sąd Najwyższy tylko to utwierdził, uznając, że prawo do wspierania kampanii wyborczych przez korporacje nie może być ograniczone. Bo byłoby to – uwaga, uwaga – naruszenie ich „prawa do wolności wypowiedzi”. W efekcie nie mamy więc dziś żadnych ograniczeń na tym polu. I efekt jest taki, że korporacje w majestacie prawa mogą kupować sobie wybory oraz rządy.

Bez przesady.

Mówię to poważnie jako emerytowany waszyngtoński insider. W Stanach niezależnie od politycznego rozdania rządzi więc kilka potężnych organizacji lobbystycznych. Najważniejsza z nich to Wall Street, a więc banki i instytucje finansowe. Drugą jest sektor militarny oraz bezpieczeństwa. Wyjątkowo groźny dla reszty świata, co pokazały wypadki sprzed dekady. Trzeci blok to potężne lobby izraelskie. Potem jeszcze lobby górniczo-naftowe. Szczególnie wpływowe od czasów George’a W. Busha, który postawił wielu nafciarzy na czele powiązanych z rządem ogranizacji zajmujących się środowiskiem.

Na tym przykładzie dobrze widać, jak działa ta „neoliberalna deregulacja”. To znaczy nafciarze w imieniu rządu regulują swój własny sektor. I niech pan zgadnie, w którym kierunku to regulują! Oczywiście robią to w taki sposób, żeby większa część kosztów ich działalności została przerzucona na innych. W tym przypadku na środowisko. W ten sposób ich produkty mogą być śmiesznie tanie.

A sektor bankowy? Dokładnie ta sama historia. Pozwolono bankom w imię wolności rosnąć do rozmiarów, gdy stały się zbyt duże, by upaść. I teraz rząd musi je ratować za każdym razem, gdy wpadną w kłopoty. I to nie tylko poprzez bailouty. O wiele częściej odbywa się to w sposób dużo bardziej zakamuflowany. Przez dłuższy czas Fed musiał wpuszczać w gospodarkę ciężkie miliardy dodatkowych dolarów. W efekcie na Wall Street panuje niespotykana hossa. A realna gospodarka jak tkwiła, tak tkwi w kłopotach. Na rynek wewnętrzny to się w ogóle nie przekłada. To nie jest żadna deregulacja. To jest samoregulacja.

Gdy się tego słucha, to aż trudno uwierzyć, że Amerykanie nie wyszli jeszcze masowo na ulice.

Szczerze? Bo nie ma w tym kraju żadnych wolnych mediów.

Aż tak?

Rynek medialny to również rynek. I jego nie ominęły wielkie procesy konsolidacji kapitału z ostatnich dwóch dekad. Mieliśmy kiedyś w Ameryce tysiące niezależnych od siebie tytułów. Wzajemnie się uzupełniających i niezależnych. I to był prawdziwy pluralizm. Dziś całe amerykańskie media są skoncentrowane w mniej więcej pięciu kluczowych megakoncernach. Wiem, co mówię, bo współpracowałem kiedyś blisko z „Wall Street Journal”. Dziś ten szacowny tytuł należy do… megakoncernu Ruperta Murdocha. Tymi tytułami nie rządzą już dziennikarze, tylko specjaliści od marketingu i reklamy. Zniknął też słynny mur oddzielający pion biznesowy od merytorycznego. Rząd zaś zabezpiecza się przed nadmierną krytyką ze strony tych tytułów, kontrolując system licencji na nadawanie. Jeśli pan nie wierzy, mogę dać przykład.

Proszę.

Jeszcze w latach 70. media były w stanie zmusić do rezygnacji prezydenta Richarda Nixona. I to za co? Bo kręcił, w którym właściwie momencie dowiedział się o mało istotnym włamaniu do siedziby partii demokratycznej. Z którym – dodajmy – nie miał nic wspólnego.

Trzy dekady później prezydent George Bush rozpoczyna wojnę, opierając się na kłamstwie dotyczącym broni masowego rażenia. Dość szybko wszyscy się orientują, że on kłamie. W Iraku nie ma żadnej broni. I co się dzieje? Nic. Absolutnie nic.

Podobnie jest teraz. Amerykańskie służby naruszają własne prawa, a nawet łamią konstytucję USA, stosując tortury i podsłuchując całą resztę świata. I znów nikomu nawet włos z głowy nie spada. Przecież Obama powinien być za to wszystko pociągnięty do odpowiedzialności. Jest chyba tylko jedno przestępstwo, które może w tym kraju złamać karierę polityka.

Chyba się domyślam…

Oczywiście skandal seksualny. Jeśli masz żonę i idziesz do łóżka z inną kobietą, to wypadasz z gry. W innym wypadku potężne siły nie dadzą ci zginąć. Oczywiście dopóki robisz to, co ci każą.

Paul Craig Roberts – amerykański ekonomista uważany za jednego z architektów reaganomiki, w latach 1981–1982 zastępca sekretarza skarbu USA. Wykładał później na wielu czołowych amerykańskich uczelniach. Ceniony również jako publicysta i autor kilkunastu książek, m.in. słynnej „The Supply Side Revolution: An Insider’s Account of Policymaking in Washington” („Rewolucja podażowa. Wspomnienia waszyngtońskiego insidera”) z roku 1984. Jego ostatnia książka to „The Failure of Laissez Faire Capitalism and Economic Dissolution of the West” („Upadek kapitalizmu leseferystycznego i ekonomiczna dezintegracja Zachodu”).

http://forsal.pl/artykuly/774500,paul-cr.....a.html[/b]
Powrót do góry
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Prawda2.Info -> Forum -> Wiadomości Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona:  «   1, 2, 3, ... 16, 17, 18   » 
Strona 2 z 18

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz moderować swoich tematów


Kapitalistyczne cwaniactwo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group.
Wymuś wyświetlanie w trybie Mobile